Dziękuję również za tak duże zainteresowanie opowiadaniem, tzn że chyba się spodobało i postaram się nie zepsuć. Już nie truję i zapraszam :D
Cz. I
Szum fal uderzających o skalisty
brzeg, wesoło ćwierkające ptaki i krzyczące mewy, które toczą zacięty bój o
każdy kęs pożywienia. Unosząca się w powietrzu bryza i rześka rosa dająca
spragnionym roślinom pić, nim wzejdzie palące słońce, to zapowiedź budzącego się dnia. Chłodna dama w
ciemnogranatowej pelerynie, upstrzonej milionami migoczących punkcików, zabiera
mrok i czające się w nim demony, ustępując miejsca dniu, który przynosi nową
nadzieję. Ale czy zawsze dzień jest tą dobrą i przyjazną porą dnia? Czy noc zawsze jest zła? Nim jedno z nich za króluje na firmamencie, zawsze jest moment przejściowy, pod wieczór zmierzch,
a o poranku brzask. Tommy zdecydowanie znalazł się w tym drugim, nie tylko
dosłownie. Pytanie, jak długo pozwoli sobie zostać w tym miejscu, ale czy
rzeczywiście ma na to wpływ? Czy to on decyduje? Czy tylko jest pionkiem,
jednym pośród milionów? Bowiem w przyrodzie nie ma miejsca na sentymenty, to
nieustanna walka o byt. Czas nieubłaganie mknie wciąż do przodu, nie dając
chwili na wytchnienie, na zaczerpnięcie orzeźwiającego oddechu. Zatem sztuką
jest iść ramię w ramię i nie potknąć się o wyrastające jak grzyby po deszczu przeciwności.
Mężczyzna nawet nie zauważył,
kiedy nad linią horyzontu, ciemne fioletowe odcienie ustąpiły tym pomarańczowo
żółtym, a z oceanu zaczęła wyłaniać się jasna kula, rzucająca pierwsze ciepłe
promienie. Uwielbiał wschody słońca, którym tak rzadko się przyglądał. Nie
dlatego, że nie miał czasu. Często musiał wcześnie wstawać, ale nigdy się nie
zatrzymywał na tych parę chwil, tylko pędził jak wszyscy. Może gdyby czasem
przystanął i zastanowił się nad własnymi uczuciami, nie doszedłby do tego
miejsca, tylko po to, by dowiedzieć się kim jest, czego pragnie i kogo.. kocha,
jeśli w ogóle? Trudno będzie mu w tak krótkim czasie nadrobić zaległości z
kilku lat.
Przeraźliwy pisk poderwał go z miejsca. Spojrzał
w górę i coś mokrego spadło na jego tors, w miejscu gdzie trzepotało
wystraszone serce. Głupie ptaszysko, pomyślał i zaklął pod nosem, po czym
zirytowany zabrał się za ścieranie tego smrodku suchym liściem. Jakiś cichy
głosik w jego głowie nieśmiało
podpowiadał mu, że to nie przypadek, to na szczęście w miłości. Zły moment,
odparł w myślach. Raczej nie.. znów coś podsunęło mu taką myśl. Usiadł wygodnie
na wcześniejszym miejscu i spojrzał w dół, na fale, które teraz znacznie
pewniej uderzały o brzeg, jakby blask słońca dodawał im odwagi. Blondyn wdrapał
się na skalny klif i ulokował się w najbezpieczniejszym miejscu, z którego
rozpościerał się niesamowity widok, na bezkresną wydawałoby się czarną taflę
wody, na którą teraz ktoś wylał skrzącą się ciecz. Od ponad godziny wpatrywał
się w horyzont. I tak nie mógł już spać, więc przyjechał na wybrzeże szukając
spokoju. Zbyt mocno wryły się w jego głowie słowa Monte Ty w ogóle ją kochasz? Mandy
jest zazdrosna i dobrze wiesz o kogo chodzi! Już wiedział.. Adam, Adam, Adam, to kolejna myśl, która
tej nocy nie pozwoliła mu odpłynąć do bezpiecznej krainy snów. Nigdy jednak nie
patrzył na to w tych kategoriach, że jego żona może być zazdrosna, o jego
przyjaciela! I czemu mu tego nie powiedziała? Doskonale zdawał sobie sprawę z
jego orientacji, bo ten sam mu to wyznał, gdy byli jeszcze w szkole średniej i to
on był pierwszą osobą, poza Leilą oczywiście, która to usłyszała. Uderzyło go,
z jakimi szczegółami to zapamiętał, a było to jakieś jedenaście lat temu.
Niesamowite.. tak długo się znają.
Siedzieli wtedy na dachu jakiegoś
opuszczonego budynku, w pobliżu portu w San Diego. Wracali ze szkolnej imprezy,
po drodze zahaczając o puby z karaoke. Mieli dużo czasu, bo każdy z nich
powiedział, że nocuje u drugiego. Zbliżał się koniec ich wspólnej nauki i
ogromu czasu jaki razem spędzali, to była taka pożegnalna wyprawa. Gdy wyszli z
ostatniego miejsca, było już jasno, ale nadal za wcześnie na powrót do domu,
więc Lambert zaprowadził go właśnie na tą kamienicę, nie pierwszy raz z resztą.
Często spędzali tam wolny czas, on grał na gitarze a przyjaciel coś śpiewał,
nawet skomponowali kilka piosenek. Oglądali zachody słońca, chociaż nigdy nie był
romantykiem to jednak z Adamem u boku mógłby to robić co dzień. Rudzielec miał
w sobie jakieś wewnętrzne ciepło, które dawało mu upragniony spokój, zapominał
o problemach, obaj byli dla siebie nawzajem natchnieniem i są nadal. To w
tamtym okresie powstały słowa i melodia do Better than I know myself. To
był wspaniały okres jego życia. Tej nocy było inaczej niż zwykle i obaj to
wyczuwali.
- Tommy.. muszę ci o czymś
powiedzieć.. to dla mnie bardzo ważne.
Blondyn spojrzał na kolegę, który
patrzył gdzieś w krawędź dachu. Wystraszył się, że może już nie chce się z nim
przyjaźnić, bo czuje się ograniczony i nic więcej nie może zyskać od niego? Albo
poznał jakąś dziewczynę i będzie musiał poświęcić jej czas, który spędzali
dotąd razem? Albo jeszcze gorzej, wyprowadza się! Poczuł strach, i wtedy
zobaczył błękitne tęczówki przepełnione nadzieją i obawą, ale była w nich jakaś
iskierka i nie mógł oderwać od nich wzroku.
- Tommy ja jestem gejem.. jeśli
ci to przeszkadza, obrzydza to..
- Bredzisz! – przerwał mu lekko
się uśmiechając. Ulga. Chwycił dłonie rudzielca, który wziął głębszy oddech, a
on nadal tonął w lazurowej otchłani, która wypełniła się szczęściem i czymś na
kształt.. no właśnie czego? Blondyn nigdy u nikogo nic podobnego nie dostrzegł.
Był wtedy przekonany, że Adam w jego oczach zobaczył to samo.. – ja jestem
hetero, brzydzisz się? Jesteś moim przyjacielem i nic tego nie zmieni, zawsze
możesz na mnie liczyć. – Na piegowatej buzi pojawiła się samotna słona kropelka
i łagodny uśmiech, ale zniknęła radosna iskierka. W jej miejscu pojawił się ból,
smutek i ..zawód.
Blondyn z jękiem uderzył plecami
o chropowatą, twardą i nieprzyjazną skalną ścianę. Zachłysną się powietrzem,
jakby dopiero co wynurzył się spod wody. Po tylu latach zrozumiał sens słów
rudowłosego wtedy przyjaciela i własnych, zrozumiał jak bardzo go zranił. Nawet
nie próbował wyobrazić sobie, jak musiał się poczuć Adam. Najbliższa i
najważniejsza dla niego istota na ziemi, tak wrażliwa.. a on tak brutalnie
zniszczył jego nadzieję i serduszko, tłukąc niczym najcenniejszy kryształowy
dzbanek. Obraz przed nim nagle zrobił się niewyraźny, w końcu już nic nie
widział. Powieki ciężko opadły, wypychając na policzki strużki łez. Kolejny raz
łapczywie zaczerpnął oddechu, kiedy on ostatnio płakał? Chyba po śmierci ojca,
nawet po rozwodzie nie uronił najmniejszej nawet łzy, a teraz? Nie umiał
przestać. Cały drżał. Czuł się podle, jak ostatni skurwysyn. Zawsze zazdrościł brunetowi,
uważając że ma wszystko, co człowiekowi do życia potrzebne. Cudowną wspierającą
się rodzinę, przyjaciół, osobowość, talent i całe mnóstwo cichych wielbicielek
i wielbicieli. Był i jest jego ideałem, idolem. A tymczasem Adam wybrał właśnie
jego. Autsajdera, który u progu dorosłego życia, pokazał przyjacielowi drugą
stronę miłości. Już na starcie podstawił mu nogę. Pewnie dlatego teraz nie może
ułożyć sobie z nikim życia, bo boi się odrzucenia, to by go zniszczyło. Dlatego
do reszty poświęcił się pracy. Gorzka łza spłynęła do jego ust.
Po kilkunastu minutach Tommy się
uspokoił i założył na nos okulary przeciwsłoneczne, które doskonale ukrywały
zaczerwienione i podpuchnięte oczy. Była to jego rzecz niezbędna, bez której od
kilku tygodni nie ruszał się z domu, poprawka hotelu.. on już nie miał domu. Ruszył
wzdłuż brzegu, pozwalając, by co jakiś czas chłodna jeszcze woda obmywała mu
stopy i rozmyślał. Mimo iż pewne fakty stały się wyjaśnione, nadal wiele było
niejasności.
***
Adam jeszcze przed opuszczeniem
pokładu samolotu, pożegnał się z Finem i ruszył z wózkiem bagaży do czekającej
już taksówki. Dziś wyjątkowo, jak najszybciej chciał znaleźć się w domu, by
sprawdzić co z Tommy’m. Ignorował,
czekających paparazzich, nie zauważył też pary śledzących go błękitnych oczu.
U celu wokalista niemal na jednej
nodze wziął odświeżający prysznic, zmienił ubranie i pochłoną filiżankę kawy
prawie na raz. Mężczyzna zgarnął kluczyki i pojechał pod podany mu przez Monte’go
adres, co samo w sobie nie wróżyło niczego dobrego. Samochodowy GPS doprowadził
pod hotel, zwykły najzwyklejszy, nie rzucający się w oczy budynek, gdzie z
pewnością nie zatrzymują się ludzie showbiznesu. Na plecach poczuł nieprzyjemne
ciarki. Po chwili wszedł do środka, kierując się do recepcji. Po paru minutach
znów znalazł się na parkingu. Przemiła pani właśnie mu powiedziała, że pan Ratliff
wyszedł długo przed świtem i jeszcze nie wrócił, było już popołudnie i blondyn
mógł pójść wszędzie. Zaklął pod nosem i postanowił spróbować szczęścia w ich
domu, może chociaż z jego żoną uda mu się spotkać. Zanim odjechał kolejny raz
zadzwonił do przyjaciela, ale znów odezwała się automatyczna sekretarka. Po
półgodzinie nacisnął guzik na domofonie cisza, drugi raz, cisza i następny to
samo. Nie poddał się tak łatwo i czekał dobrych kilkanaście minut, licząc, że
może ktoś wróci lub się zlituje i w końcu mu otworzy, ale nic takiego się nie
stało. Zrezygnowany i zmęczony wrócił więc do domu, położył się we własnym
łóżku i własnej pościeli. Nim powieki opadły, sprawdził, czy telefon jest
włączony i zasnął, przywołując obraz przystojnego Fina.
***
Basista odetchnął z ulgą,
słysząc, że minął się właśnie z wysokim i dobrze zbudowanym brunetem. Nie
unikał go, ale wcześniej chciał się ogarnąć i porozmawiać z byłą żoną, a
później z Adamem. Tak to sobie wymyślił. Potrzebował szczerości, by móc ruszyć
dalej. Raziło go, jak mógł być tak ślepy i nie widzieć, że kocha się w nim jego
własny przyjaciel? A jemu wtedy nawet przez myśl nie przeszło, że może on sam
jest obiektem jego uczuć! Teraz będzie mu wstyd do tego wracać i rozgrzebywać
stare rany, pewnie po tylu latach mężczyzna już dawno zapomniał o tym
zauroczeniu, na pewno. W przeciwnym razie nie przyjaźnił, by się z blondynem,
on sam by pewnie tak nie potrafił. Ale chce wyjaśnić, przeprosić, chociaż to
pewnie już nic nie zmieni, poległ na całej linii.. Nawet nie zauważył, kiedy pokonał dystans z
holu do pokoju. Szybko uwinął się z bałaganem, odświeżył, ubrał i wyglądał, jak
zawsze, tylko w nim, w środku coś się zmieniło..
ahhh ! Tommy w końcu to zrozumiał. Ciekawe czy Adam nadal do niego to czuje, ale ja wiem że tak ;) Ciężko będzie wytrzymać do środy , chociaż w domu siedze i chora jestem, to i tak będę się zastanawiać jak to rozwiąrzesz. Zawsze lubię początki takich opowiadań jak oni to w sobie odkrywają. I te opisy uczuć podczas zdawania sobie sprawy że jest się w tym kimś zakochanym. No poprostu mega. Mam nadzieje że gładko doprowadzisz ich do szczęśliwego związku. No to czekamy do środy ! XD
OdpowiedzUsuńPs. Życzę weny :)
Odpowiem pod swoim komentem ale OK XD Chaiałabym żebyś spojrzała na to http://which-from-them.blogspot.com/
UsuńMoje początki , takie tam wypocinki , ale byłbym wdzięczna za każdą uwagę , Dzięki ^^
*Fina Z dużej litery, bo narodowość. ;) I "serduszko" wybiło mnie z rytmu. Mała szansa, żeby dorosły facet pomyślał w ten sposób, ale to tylko moja opinia (zawsze czepiam się takich rzeczy, don't mind me :) ).
OdpowiedzUsuńBardzo dużo się dzieje i na chwilę obecną nie mam pojęcia jak sprawy się potoczą. Ładnie, ładnie. :D Z drugiej strony już trzecia część, a akcja dalej pędzi. Zastanawiam się, jak to wszystko dalej się potoczy. Bardzo dużo wątków naraz.
Pozdrowienia i życzę weny!
ps Nominowałam Cię do "The Versatile Blogger" u siebie na blogu http://przejscie-drache.blogspot.com/ ;)
Hah faktycznie zrobiłam byka xD A co do 'serduszka' też tak uznałam, że to nie możliwe by dorosły facet, tak pomyślał, nie mówiąc już powiedział, ale napisałam to z premedytacją :) Nie wiem czemu :D
UsuńO ile uda mi się wszystko napisać, tak jak to sobie wymyśliłam, to będzie się działo.
Dzięki wielkie za nominację ;D