wtorek, 23 lipca 2013

cd.. Rozdział 3

Witam, po tak długiej nieplanowanej przerwie. :)  Widzę, że całkiem sporo osób tu zagląda (i mam nadzieję czyta :)), mimo tak skąpej ilości opowiadania, z czego się bardzo cieszę. Jeśli ktoś się zastanawiał, czy będzie kontynuacja, to będzie. Przyjęłam sobie za punkt honoru, że skoro zaczęłam to i je skończę. Nie wiem tylko, jak długo to potrwa i jak często będę dodawać kolejne rozdziały. Z całą pewnością nieregularnie, ale będę się starać już nie robić takich długich przerw. Niebawem nadrobię też zaległości na Waszych blogach, z większością jestem na bieżąco, ale czytam z telefonu, więc nie komentowałam. Nie przedłużając zapraszam do czytania moich wypocin ;p i może zostawienia jakiegoś komentarza?

Ps. Udanych i bezpiecznych wakacji :D


cd. rozdziału 3


- Co?!- Spytał wzburzony blondyn, zaciskając mocno palce na poduszce, którą trzymał na kolanach.
- Nazwij sobie to jak chcesz, ale tak, to był test i ty go oblałeś.. - Odparła spokojnie jego była żona, przysiadając na oparciu fotela.
Mężczyzna prychnął, nie dowierzając temu co właśnie usłyszał. Dotąd miał nadzieję, że słowa Monte jednak się nie potwierdzą. Teraz jego złudzenia prysnęły niczym bańka mydlana. Z całych sił starał się opanować, by nie wybuchnąć od nadmiaru emocji.
-Nie zbywaj mnie, tylko mów po co ten cały cyrk?! dlaczego?
Kobieta cicho westchnęła i spojrzała na niego, zaczynając mówić.
- Uratowałam nas przed największym życiowym błędem. Jesteśmy jeszcze wystarczająco młodzi, by ułożyć sobie życie od nowa z kimś innym tak jak chcemy.
- A jednak masz kogoś! Mandy.. - Powiedział wzburzony blondyn, odrzucając poduszkę i wstając. Nie chciał być ani minuty dłużej w tym domu i blisko tej kobiety.
- Tommy.. daj mi skończyć! Nie zdradziłam cię! Proszę wysłuchaj mnie.. - Mówiła niemal błagalnie. Jego ciekawość wygrała i postanowił pozwolić jej dokończyć, chociaż w tym momencie czuł się upokorzony i oszukany.
- Tommy.. ja.. wiesz, że zawsze pragnęłam mieć dziecko. A ty za każdym razem ucinałeś rozmowę i pilnowałeś, byśmy się zabezpieczali. Mówiłeś, że mamy czas. Mówiłeś tak, odkąd skończyliśmy studia i nie słuchałeś tego co do ciebie mówiłam. Owszem zapewniałeś mnie o swojej miłości, wierności i temu, że jestem dla ciebie najważniejsza. Tommy.. tak było dopóki nie pojawił się Adam, wtedy zeszłam na drugi plan. A wasza przyjaźń - gestem to słowo wzięła w cudzysłów - pochłonęła cię kompletnie i nie zaprzeczaj, - powiedziała widząc, że mężczyzna już otwierał usta - ja mam oczy i widzę, z resztą nie tylko ja. Wszyscy w koło zauważyli, że to co jest między wami na pewno nie jest jedynie przyjaźnią.. Zdradzają was gesty, spojrzenia, to jak się całowaliście. Nie umiesz udawać, nawet Lambertowi ta rola wyszła aż nadto realistycznie. - Po tym zdaniu załamał jej się głos, poleciały pierwsze łzy, których tak bardzo się obawiała. A basista stał i milczał. - Ty mnie zdradziłeś, nie ja ciebie. I miałeś rację co do dziecka, tylko by cierpiało. Nie czuło się kochane i dlatego wolało umrzeć.
Ostatnie słowa brunetka powiedziała bełkotliwie zupełnie się rozklejając. Tommy otrząsnął się z szoku, w jaki wprawiła go tak nieoczekiwana szczerość byłej żony i ku jego zaskoczeniu, nie czuł się zbytnio oburzony, a właściwie to wcale. Widząc, jak łka zrobił ku niej kilka kroków, lecz nim zdążył ją chociażby objąć odtrąciła go krzycząc.
- Wyjdź! Zostaw mnie samą..
Basista po krótkiej chwili się ruszył i wyszedł. Dopiero gdy wsiadł do auta, zauważył jak drżą mu ręce, a w głowie huczą jej słowa. Czuł się otępiały i pijany tymi wydarzeniami, miał już dość. Przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył w nieznanym kierunku.

       Jakaś dziwna siła, bo z pewnością nie był to rozsądek zawiódł go pod nocny gejowski klub. Był tu tylko raz i to bardzo dawno temu, sam nie wiedział dlaczego akurat to miejsce wybrał i dlaczego bardzo chce tam wejść. Nie zastanawiał się zbyt długo, tylko po prostu wysiadł z auta i poszedł tam, jak gdyby robił to już setki razy. To prawda, ze względu na orientację Adama nie raz grywał w takich klubach, ale nigdy nie szedł się od tak zabawić. Bramkarze bez problemów go wpuścili do środka. Kiedy minął drzwi od razu uderzyła go po oczach ciemność i migoczące światełka, a uszu dobiegła głośna muzyka, tak inna od tej którą sam wykonuje i słucha na co dzień.Oczywiście musiał pokonać kilkanaście schodków w dół, jakby wchodził w jakieś tajemne niedostępne dla wszystkich miejsce, które dodawało tylko więcej dreszczyku i sprawiało, że człowiek zapomniał o problemach. Wchodził do innego lepszego świata. Zawsze go zastanawiało, czy ktoś jeszcze to tak odbiera, ale jakoś nigdy z nikim nie poruszył takiego tematu. 
Usiadł na wolnym miejscu przy kontuarze i zamówił wódkę z lodem, szybko przeanalizował, że whisky już mu się przepiła, a piwo to trunek zbyt słaby, jak na dzisiejszy wieczór. Po pierwszym łyku, które przyjemnie rozgrzało jego gardło, rozejrzał się, zakładając że prawdopodobnie nie spotka tu nikogo znajomego. Było dość wcześnie, więc jeszcze nikt nie tańczył, ale ludzi, głównie mężczyzn było już całkiem sporo i siedzieli gdzie tylko mogli, na kanapach, przy stolikach, schodach prowadzących na balkony i do dark roomów. Jego uwagę zwrócił pewien blondyn o krótkich włosach, dość drobnej budowy i mniej więcej jego wzrostu, mężczyzna wydawał mu się nie pasować do tego obrazka, który miał przed sobą. Szybko skarcił się, za to, że mu się tak długo przyglądał i tak szczegółowo, z nadzieją, że tamten tego nie zauważył. Nie był gejem, chyba.. a może jest bi? Upił kolejnego łyka trunku i nie skończył swoich rozważań, bo poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Niewiele brakowało, a zakrztusiłby się nieco zaskoczony, a przecież nie powinien, bo po to tu przychodzą ludzie i on też? Kiedy się odwrócił ujrzał nie kogo innego, jak owego blondyna z uroczym uśmiechem, któremu się dopiero co przyglądał. Zaklął w myślach a jego twarz musiała przybrać dziwny wyraz, bo niebieskooki przechylił nieco twarz z zaciekawieniem.
- mogę postawić ci drinka? - spytał nieznajomy, zerkając na prawie już opróżnioną szklankę Ratliffa. 
- ym.. ale ja.. 
- rozumiem bez zobowiązań. - powiedział łagodnie i z uśmiechem, puszczając basiście porozumiewawczo oczko.
 Muzyk nieco się zarumienił, ale rozluźnił i skinął głową na znak zgody. Całe szczęście, że oświetlenie uniemożliwiało dostrzeżenie takich szczegółów, jak rumieńce. Mężczyzna, jak obiecał tak zrobił, zajmując miejsce obok. 
- jak ci na imię? Ja jestem Sauli.
- Tommy.. 
Obaj uśmiechnęli się do siebie i stuknęli szklankami z alkoholem, które właśnie postawił barman.

środa, 20 marca 2013

Informacja..

Mam złą wiadomość.. miałam zawalony tydzień i siłą rzeczy nie wyrobiłam się z rozdziałem. Dobra jest taka, że będę mieć go jutro lub pojutrze gotowego. I tu kolejna zła wiadomość. Wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do internetu, więc rozdział zapewne pojawi się po 10 kwietnia, chyba że uda mi się gdzieś u kogoś skorzystać, to będzie wcześniej. Wasze opowiadania będę czytać na bieżąco z komórki :)

Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze ;D

Pozdrawiam i Wesołych Świąt!

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 3

Spóźniony, ale jest ;)  Rozdział postanowiłam podzielić na dwie części, bo nie zdążyłam napisać wszystkiego co sobie założyłam i wydaje mi się być taki mało konkretny. Stąd pomysł podzielenia. Następną część postaram się dodać w najbliższą środę, ale nie obiecuję.
Dziękuję również za tak duże zainteresowanie opowiadaniem, tzn że chyba się spodobało i postaram się nie zepsuć. Już nie truję i zapraszam :D


 Cz. I



Szum fal uderzających o skalisty brzeg, wesoło ćwierkające ptaki i krzyczące mewy, które toczą zacięty bój o każdy kęs pożywienia. Unosząca się w powietrzu bryza i rześka rosa dająca spragnionym roślinom pić, nim wzejdzie palące słońce, to  zapowiedź budzącego się dnia. Chłodna dama w ciemnogranatowej pelerynie, upstrzonej milionami migoczących punkcików, zabiera mrok i czające się w nim demony, ustępując miejsca dniu, który przynosi nową nadzieję. Ale czy zawsze dzień jest tą dobrą i przyjazną porą dnia?  Czy noc zawsze jest zła? Nim jedno z nich za króluje na firmamencie, zawsze jest moment przejściowy, pod wieczór zmierzch, a o poranku brzask. Tommy zdecydowanie znalazł się w tym drugim, nie tylko dosłownie. Pytanie, jak długo pozwoli sobie zostać w tym miejscu, ale czy rzeczywiście ma na to wpływ? Czy to on decyduje? Czy tylko jest pionkiem, jednym pośród milionów? Bowiem w przyrodzie nie ma miejsca na sentymenty, to nieustanna walka o byt. Czas nieubłaganie mknie wciąż do przodu, nie dając chwili na wytchnienie, na zaczerpnięcie orzeźwiającego oddechu. Zatem sztuką jest iść ramię w ramię i nie potknąć się o wyrastające jak grzyby po deszczu przeciwności.
Mężczyzna nawet nie zauważył, kiedy nad linią horyzontu, ciemne fioletowe odcienie ustąpiły tym pomarańczowo żółtym, a z oceanu zaczęła wyłaniać się jasna kula, rzucająca pierwsze ciepłe promienie. Uwielbiał wschody słońca, którym tak rzadko się przyglądał. Nie dlatego, że nie miał czasu. Często musiał wcześnie wstawać, ale nigdy się nie zatrzymywał na tych parę chwil, tylko pędził jak wszyscy. Może gdyby czasem przystanął i zastanowił się nad własnymi uczuciami, nie doszedłby do tego miejsca, tylko po to, by dowiedzieć się kim jest, czego pragnie i kogo.. kocha, jeśli w ogóle? Trudno będzie mu w tak krótkim czasie nadrobić zaległości z kilku lat.
Przeraźliwy pisk poderwał go z miejsca. Spojrzał w górę i coś mokrego spadło na jego tors, w miejscu gdzie trzepotało wystraszone serce. Głupie ptaszysko, pomyślał i zaklął pod nosem, po czym zirytowany zabrał się za ścieranie tego smrodku suchym liściem. Jakiś cichy głosik w  jego głowie nieśmiało podpowiadał mu, że to nie przypadek, to na szczęście w miłości. Zły moment, odparł w myślach. Raczej nie.. znów coś podsunęło mu taką myśl. Usiadł wygodnie na wcześniejszym miejscu i spojrzał w dół, na fale, które teraz znacznie pewniej uderzały o brzeg, jakby blask słońca dodawał im odwagi. Blondyn wdrapał się na skalny klif i ulokował się w najbezpieczniejszym miejscu, z którego rozpościerał się niesamowity widok, na bezkresną wydawałoby się czarną taflę wody, na którą teraz ktoś wylał skrzącą się ciecz. Od ponad godziny wpatrywał się w horyzont. I tak nie mógł już spać, więc przyjechał na wybrzeże szukając spokoju. Zbyt mocno wryły się w jego głowie słowa Monte Ty w ogóle ją kochasz? Mandy jest zazdrosna i dobrze wiesz o kogo chodzi! Już wiedział.. Adam, Adam, Adam, to kolejna myśl, która tej nocy nie pozwoliła mu odpłynąć do bezpiecznej krainy snów. Nigdy jednak nie patrzył na to w tych kategoriach, że jego żona może być zazdrosna, o jego przyjaciela! I czemu mu tego nie powiedziała? Doskonale zdawał sobie sprawę z jego orientacji, bo ten sam mu to wyznał, gdy byli jeszcze w szkole średniej i to on był pierwszą osobą, poza Leilą oczywiście, która to usłyszała. Uderzyło go, z jakimi szczegółami to zapamiętał, a było to jakieś jedenaście lat temu. Niesamowite.. tak długo się znają.

Siedzieli wtedy na dachu jakiegoś opuszczonego budynku, w pobliżu portu w San Diego. Wracali ze szkolnej imprezy, po drodze zahaczając o puby z karaoke. Mieli dużo czasu, bo każdy z nich powiedział, że nocuje u drugiego. Zbliżał się koniec ich wspólnej nauki i ogromu czasu jaki razem spędzali, to była taka pożegnalna wyprawa. Gdy wyszli z ostatniego miejsca, było już jasno, ale nadal za wcześnie na powrót do domu, więc Lambert zaprowadził go właśnie na tą kamienicę, nie pierwszy raz z resztą. Często spędzali tam wolny czas, on grał na gitarze a przyjaciel coś śpiewał, nawet skomponowali kilka piosenek. Oglądali zachody słońca, chociaż nigdy nie był romantykiem to jednak z Adamem u boku mógłby to robić co dzień. Rudzielec miał w sobie jakieś wewnętrzne ciepło, które dawało mu upragniony spokój, zapominał o problemach, obaj byli dla siebie nawzajem natchnieniem i są nadal. To w tamtym okresie powstały słowa i melodia do Better than I know myself. To był wspaniały okres jego życia. Tej nocy było inaczej niż zwykle i obaj to wyczuwali.



- Tommy.. muszę ci o czymś powiedzieć.. to dla mnie bardzo ważne.



Blondyn spojrzał na kolegę, który patrzył gdzieś w krawędź dachu. Wystraszył się, że może już nie chce się z nim przyjaźnić, bo czuje się ograniczony i nic więcej nie może zyskać od niego? Albo poznał jakąś dziewczynę i będzie musiał poświęcić jej czas, który spędzali dotąd razem? Albo jeszcze gorzej, wyprowadza się! Poczuł strach, i wtedy zobaczył błękitne tęczówki przepełnione nadzieją i obawą, ale była w nich jakaś iskierka i nie mógł oderwać od nich wzroku.



- Tommy ja jestem gejem.. jeśli ci to przeszkadza, obrzydza to..



- Bredzisz! – przerwał mu lekko się uśmiechając. Ulga. Chwycił dłonie rudzielca, który wziął głębszy oddech, a on nadal tonął w lazurowej otchłani, która wypełniła się szczęściem i czymś na kształt.. no właśnie czego? Blondyn nigdy u nikogo nic podobnego nie dostrzegł. Był wtedy przekonany, że Adam w jego oczach zobaczył to samo.. – ja jestem hetero, brzydzisz się? Jesteś moim przyjacielem i nic tego nie zmieni, zawsze możesz na mnie liczyć. – Na piegowatej buzi pojawiła się samotna słona kropelka i łagodny uśmiech, ale zniknęła radosna iskierka. W jej miejscu pojawił się ból, smutek i ..zawód.


Blondyn z jękiem uderzył plecami o chropowatą, twardą i nieprzyjazną skalną ścianę. Zachłysną się powietrzem, jakby dopiero co wynurzył się spod wody. Po tylu latach zrozumiał sens słów rudowłosego wtedy przyjaciela i własnych, zrozumiał jak bardzo go zranił. Nawet nie próbował wyobrazić sobie, jak musiał się poczuć Adam. Najbliższa i najważniejsza dla niego istota na ziemi, tak wrażliwa.. a on tak brutalnie zniszczył jego nadzieję i serduszko, tłukąc niczym najcenniejszy kryształowy dzbanek. Obraz przed nim nagle zrobił się niewyraźny, w końcu już nic nie widział. Powieki ciężko opadły, wypychając na policzki strużki łez. Kolejny raz łapczywie zaczerpnął oddechu, kiedy on ostatnio płakał? Chyba po śmierci ojca, nawet po rozwodzie nie uronił najmniejszej nawet łzy, a teraz? Nie umiał przestać. Cały drżał. Czuł się podle, jak ostatni skurwysyn. Zawsze zazdrościł brunetowi, uważając że ma wszystko, co człowiekowi do życia potrzebne. Cudowną wspierającą się rodzinę, przyjaciół, osobowość, talent i całe mnóstwo cichych wielbicielek i wielbicieli. Był i jest jego ideałem, idolem. A tymczasem Adam wybrał właśnie jego. Autsajdera, który u progu dorosłego życia, pokazał przyjacielowi drugą stronę miłości. Już na starcie podstawił mu nogę. Pewnie dlatego teraz nie może ułożyć sobie z nikim życia, bo boi się odrzucenia, to by go zniszczyło. Dlatego do reszty poświęcił się pracy. Gorzka łza spłynęła do jego ust. 
Po kilkunastu minutach Tommy się uspokoił i założył na nos okulary przeciwsłoneczne, które doskonale ukrywały zaczerwienione i podpuchnięte oczy. Była to jego rzecz niezbędna, bez której od kilku tygodni nie ruszał się z domu, poprawka hotelu.. on już nie miał domu. Ruszył wzdłuż brzegu, pozwalając, by co jakiś czas chłodna jeszcze woda obmywała mu stopy i rozmyślał. Mimo iż pewne fakty stały się wyjaśnione, nadal wiele było niejasności.

***

Adam jeszcze przed opuszczeniem pokładu samolotu, pożegnał się z Finem i ruszył z wózkiem bagaży do czekającej już taksówki. Dziś wyjątkowo, jak najszybciej chciał znaleźć się w domu, by sprawdzić co z Tommy’m.  Ignorował, czekających paparazzich, nie zauważył też pary śledzących go błękitnych oczu.
U celu wokalista niemal na jednej nodze wziął odświeżający prysznic, zmienił ubranie i pochłoną filiżankę kawy prawie na raz. Mężczyzna zgarnął kluczyki i pojechał pod podany mu przez Monte’go adres, co samo w sobie nie wróżyło niczego dobrego. Samochodowy GPS doprowadził pod hotel, zwykły najzwyklejszy, nie rzucający się w oczy budynek, gdzie z pewnością nie zatrzymują się ludzie showbiznesu. Na plecach poczuł nieprzyjemne ciarki. Po chwili wszedł do środka, kierując się do recepcji. Po paru minutach znów znalazł się na parkingu. Przemiła pani właśnie mu powiedziała, że pan Ratliff wyszedł długo przed świtem i jeszcze nie wrócił, było już popołudnie i blondyn mógł pójść wszędzie. Zaklął pod nosem i postanowił spróbować szczęścia w ich domu, może chociaż z jego żoną uda mu się spotkać. Zanim odjechał kolejny raz zadzwonił do przyjaciela, ale znów odezwała się automatyczna sekretarka. Po półgodzinie nacisnął guzik na domofonie cisza, drugi raz, cisza i następny to samo. Nie poddał się tak łatwo i czekał dobrych kilkanaście minut, licząc, że może ktoś wróci lub się zlituje i w końcu mu otworzy, ale nic takiego się nie stało. Zrezygnowany i zmęczony wrócił więc do domu, położył się we własnym łóżku i własnej pościeli. Nim powieki opadły, sprawdził, czy telefon jest włączony i zasnął, przywołując obraz przystojnego Fina.

***

Basista odetchnął z ulgą, słysząc, że minął się właśnie z wysokim i dobrze zbudowanym brunetem. Nie unikał go, ale wcześniej chciał się ogarnąć i porozmawiać z byłą żoną, a później z Adamem. Tak to sobie wymyślił. Potrzebował szczerości, by móc ruszyć dalej. Raziło go, jak mógł być tak ślepy i nie widzieć, że kocha się w nim jego własny przyjaciel? A jemu wtedy nawet przez myśl nie przeszło, że może on sam jest obiektem jego uczuć! Teraz będzie mu wstyd do tego wracać i rozgrzebywać stare rany, pewnie po tylu latach mężczyzna już dawno zapomniał o tym zauroczeniu, na pewno. W przeciwnym razie nie przyjaźnił, by się z blondynem, on sam by pewnie tak nie potrafił. Ale chce wyjaśnić, przeprosić, chociaż to pewnie już nic nie zmieni, poległ na całej linii..  Nawet nie zauważył, kiedy pokonał dystans z holu do pokoju. Szybko uwinął się z bałaganem, odświeżył, ubrał i wyglądał, jak zawsze, tylko w nim, w środku coś się zmieniło..

 

piątek, 8 marca 2013

info

Dzisiaj dzień kobiet, wiec cycki w górę i odrzuć z twarzy gradową chmurę, niech żyje celulit i kurze łapki, bo i tak jesteśmy fajne babki!!! 
Najlepszego kobitki ;D
 
A co do opowiadania to się trochę posypało w tym tygodniu, ale tak czasem bywa i stąd opóźnienie. Kolejny rozdział postaram się dodać najpóźniej w poniedziałek  i mam nadzieję, że nie będzie gorszy od poprzednich. Następne odcinki będę próbowała publikować regularnie co środę, a w razie poślizgu poinformuję. 
Pozdrawiam i miłego dnia!! :D 

środa, 27 lutego 2013

Rozdział 2

Na początek dziękuję ogromnie za cenne uwagi :D Będę starała się wyeliminować błędy w przyszłości i zachęcam też innych do pozostawiania komentarzy. 
Pozdrawiam :)

- Tommy wiem, że tam jesteś. – Powiedział stojący na korytarzu mężczyzna, wytężając słuch, by wyłapać nawet najmniejszy dźwięk, świadczący o obecności basisty.
- Otwórz proszę, Tommy.. – Mówił spokojnym, łagodnym głosem, świadczącym o tym, że chce pomóc.
Tymczasem blondyn, nie ruszając się z miejsca usiłował zebrać myśli. Próbował ułożyć plan działania, który był oczywisty. Przynajmniej dla tego małego człowieczka w jego głowie, zwanego rozsądkiem. On natomiast nie chciał, by ktokolwiek widział go słabego i nagiego. Z wymalowanymi uczuciami, które zawsze dobrze chował pod płaszczem opanowania lub słodkiego kociaka, jakiego nieraz udawał ku uciesze fanów. Teraz, wraz z pomieszczeniem jakie zajmował, stanowił obraz nędzy i rozpaczy. Blady z sińcami pod oczami i smutkiem w brązowych tęczówkach, z rozczochraną blond fryzurą, w powyciąganych czarnych dresach i koszulce, które tylko podkreślały kontrast z jasną karnacją, nadając cierpiętniczego wyglądu. A otoczenie wcale nie polepszało sprawy. Resztki pizzy leżące od paru dni, szklanka z nie wypitą whisky, rozlany sok, porozrzucane rzeczy, pozamykane i zasłonięte okna, nie wyrzucone pety. Wszystko to tworzyło charakterystyczny mdlący zapach typowy dla meliny, dopiero teraz zauważył jak bardzo się zaniedbał.
- Będę tu stał dopóki mnie nie wpuścisz, mam czas. – Oznajmił brunet i oparł się o drzwi. Coraz bardziej był zaniepokojony zachowaniem przyjaciela, zaczął nawet rozważać wezwanie pomocy, jak tak dalej pójdzie.
Tommy rozchylił usta, by coś powiedzieć, ale zawahał się i przetarł twarz dłońmi. W końcu zaczerpnął powietrza, przerywając milczenie.
- Wybacz, ale nie mam ochoty na rozmowę. A.. właściwie skąd wiedziałeś gdzie jestem? Tylko Mandy wiedziała, i pewnie już ci wszystko wypaplała?! – Mruknął. Jak na kogoś, nie mającego ochoty do konwersacji, zaczął podręcznikowo i jeszcze sam sobie odpowiada. Faktycznie powinienem tu trochę przewietrzyć, pomyślał.
- Jedynie to gdzie jesteś. – Odparł jego gość z nadzieją w głosie i kontynuował. -  Wpuść mnie to pomilczymy razem. – Wyprostował się oczekując charakterystycznego zgrzytu w zamku.
- Możemy to robić na odległość, nie musisz mnie widzieć, wiesz jak wyglądam. – Rzekł basista.
- To porozmawiamy, wtedy chcę patrzeć ci w oczy.
- Nie chcę rozmawiać. – oponował blondyn.
- To czemu tyle gadasz, jak nie chcesz? – Spytał brunet prowokująco.
Tommy prychną zirytowany. Poprawił włosy palcami, choć i tak nic to nie dało, po czym przekręcił klucz, uchylając drzwi. Odwrócił się i ruszył w kierunku okna, które uchylił i został tam, odwlekając chwilę, kiedy będzie musiał spojrzeć mu twarz. Monte, gdy zobaczył ten rozgardiasz poczuł ciarki na plecach. Adam miał rację, co do basisty.

 *
Dzień wcześniej..
- Ja wiem, że zdarza mi się przesadzać, ale tym razem jestem przekonany, że coś się dzieje. Czuję to. Proszę zajrzyj do niego.. – Powiedział wyraźnie zaniepokojony wokalista do osoby po drugiej stronie telefonu. W jego głosie brzmiała czysta troska, oddanie i miłość, niestety musiał ją trzymać w kategorii „platoniczna”. Był przyjacielem Tommy’ego, a chciałby być całym światem. Chciał, tak bardzo chciał, że to aż bolało.
- Nie zapominaj, że on ma żonę i czasem się mogą pokłócić, przez co może nie być w nastroju na pogawędki. Każdemu zdarzają się dni, kiedy potrzebuje trochę samotności. To nic złego.  – Odparł Monte.
- Doskonale pamiętam, że jest żonaty. Zwłaszcza, że przypominacie mi o tym na każdym kroku, po prostu się martwię. Miał taki głos.. raz w życiu, go słyszałem. Mam, więc podstawy by się martwić. – Wyznał spokojnie.
- Jasne, pójdę do niego jutro. – Ten argument przekonał Pittmana w stu procentach, choć nie znał Tommy’ego, tak jak Adam, to coś tam wiedział o jego przeszłości.
- Dziękuję i jeszcze raz przepraszam, wiem, że masz teraz inne zobowiązania.. – tłumaczył się, słysząc w tle gaworzenie bliźniaczek.
-  Nie przepraszaj, to przecież i mój przyjaciel. Zadzwonię jak się czegoś dowiem, a teraz naprawdę muszę kończyć. Do usłyszenia.
- Cześć. – Szepnął i się rozłączył.
Lambert do tej pory nie może pojąć, dlaczego go tak pilnują. Owszem kocha Ratliffa, ale wcale nie chce rozbić jego małżeństwa i wszyscy o tym wiedzą. Nie jego pomysłem, były gorące pocałunki na trasie Glam Nation Tour, którym z resztą początkowo był przeciwny. Wtedy chciał być egoistą,  jak nigdy, i ustrzec się przed cierpieniem. Ciągle do niego powracają wspomnienia tamtych, samotnych ciemnych nocy, w zimnym i zdecydowanie za dużym łóżku, pamięta ból kumulujący się w podbrzuszu, któremu nie mógł dać ujścia. Czasami pozwalał sobie na jednorazowe historie, które tylko wszystko pogarszały. Ograniczył też wszelkie używki, po pamiętnym występie w Amsterdamie, jego umysł musiał być trzeźwy. Nie mógłby po raz kolejny przekroczyć tej granicy, co nie znaczyło, że tego nie pragnął. Cholernie pragnął, jeszcze raz poczuć te mięciutkie i delikatne wargi, na swoich, ten smak.. mięta, tytoń i czekolada. Tommy zawsze przed występem zjadał kawałek czekolady, później palił papierosa i żuł gumę, taki rytuał.
Zależy mu na blondynie i jego szczęściu, by miał rodzinę, czego nigdy nie doświadczył. Nie może mu tego odebrać, dlatego milczy, zatajając to zakazane  uczucie. Wie, że to miłość nieszczęśliwa i nieodwzajemniona,  pogodził się z tym. To nie jego wina, że nie umie ułożyć sobie życia..
- Panie Lambert.. możemy kontynuować? – Spytała nieśmiało dziennikarka, przerywając rozmyślania bruneta.
- ym.. tak, tak jestem gotowy. – Odpowiedział, wracając do rzeczywistości i pochmurnego Londynu, jak jego dusza.

 *
Monte przymknął drzwi, nie spodziewał się tego co tu zobaczył. Nigdy wcześniej nie widział go takiego.. nawet nie potrafił, tego określić. Teraz doskonale rozumiał zatroskanie bruneta, chociaż nie próbował sobie wyobrazić, co ten musiał czuć, nie mogąc nic zrobić. Powoli podszedł do okna i położył nieśmiało dłoń na ramieniu blondyna. Milczał, czekając na ruch przyjaciela. Nie chciał go do niczego zmuszać, ale taż obawiał się tego co może usłyszeć. Blondyn prosto z mostu powiedział, co jest przyczyną takiego zachowania, chciał jak najszybciej mieć to za sobą.
- Rozstałem się z żoną, a właściwie to nawet już jesteśmy po rozwodzie.
- Co? Jak to? – Monte otworzył szeroko oczy, wpatrując się w jego twarz zaskoczony. Po chwili przypomniał sobie strzępki rozmów ich żon w ostatnim czasie, nie był jednak pewien o co dokładnie chodziło, bo zajęty był dziećmi.
- Normalnie, nie jesteśmy już razem i nie będziemy. Nie wiem tylko dlaczego? - Odpowiedział stanowczo, ale spokojnie.
Pittman rozchylił usta i patrzył, nie wierząc w to co przed sekundą usłyszał. Przetarł mocno twarz i zrobił kilka chaotycznych kroków. Szok. Blondyn był nie mniej zszokowany jego reakcją.
- Ty idioto! – Huknął zdenerwowany, bowiem już wszystko stało się jasne. – Dałeś się podejść jak dziecko!
Ratliff kompletnie już nie rozumiał, co się dzieje i o co mu chodzi. Czemu się tak unosi? Przecież to nie zbrodnia, ludzie się codziennie rozwodzą, a on nawet nie jest wierzący, to czysta formalność. Jednak zaintrygowało go ostatnie zdanie, czyżby coś wiedział?!
- Nie krzycz, tylko powiedz jak coś wiesz. - Odparł ze spokojem, był już zmęczony tym wszystkim i nie miał siły się kłócić i tak już po fakcie. Mimo to czuł rosnące w nim napięcie.
- Tommy jesteś idiotą! To był głupi test, a ty poległeś na całej linii. Czemu nie walczyłeś? Sam jesteś sobie winny! Ty w ogóle ją kochasz? – Podniesionym głosem powiedział prosto w zdumioną twarz przyjaciela. Czuł, że jednak posunął się za daleko, ale było za późno, by ugryźć się w język.
Te słowa uderzyły go tak mocno, że aż zrobiło mu się niedobrze. Patrzył prosto w przepraszające już teraz tęczówki bruneta, który zasiał w nim ziarno wątpliwości? Czy prawdy? A może jedno i drugie? Jednak na tyle skutecznie, że zwyczajnie stał porządkując fakty.
- Wybacz, nie powinienem był.. jest mi głupio. Myślę, że szybko wszystko zrozumiesz. – Zaczął Monte, widząc, że mężczyzna intensywnie nad czymś rozmyśla.
- Do czego ty pijesz? Kurwa, mówicie jakimiś zagadkami. Nie możesz wprost? – Spytał zdenerwowany i zirytowany basista, kolejny raz słysząc to samo zdanie.
- Mandy jest zazdrosna i dobrze wiesz o kogo chodzi. – Wtrącił szybko, spoglądając porozumiewawczo w brązowe tęczówki, w których ujrzał błysk świadczący, że dobrze zrozumiał odpowiedź. Nareszcie.
Wyszedł zostawiając, go samego.

*
Gdy nadszedł upragniony  dzień wylotu, Adam czuł dziwne zdenerwowanie. Nie wiedział, co się wydarzyło w LA, ale miał złe przeczucie. Pittman co prawda go uspokoił, ale nie powiedział nic więcej. Zapiął pasy, słysząc instruujący głos stewardessy, nie cierpiał tego uczucia, kiedy samolot startował, więc automatycznie się skrzywił.
- Też nie lubisz latać? – Usłyszał od nieznanego mu mężczyzny pytanie. Nawet się nie zarejestrował faktu, kiedy ten usiadł obok.
- Nie lubię startów, chociaż powinienem był się już przyzwyczaić. Często podróżuję. Ty chyba nie za bardzo przepadasz za takim transportem- Uśmiechnął się ciepło do sąsiada, widząc jego wyraz twarzy. To będzie przyjemny lot. Pomyślał wokalista.
- Masz rację. Na szczęście mam tę przyjemność doświadczyć tylko kilka razy w roku. – Odwzajemnił uśmiech. Brunet kogoś mu przypominał, ale nie potrafił sobie przypomnieć kogo. – Jestem Sauli, tak chyba będzie milej rozmawiać ym.. jeśli masz ochotę? – Podał mu dłoń uśmiechając się i spojrzał w błękitne tęczówki.
- Adam, miło mi. – Odparł ściskając drobną dłoń blondyna. – Masz oryginalne imię, ładne. – Mruknął, a towarzysz lekko się zarumienił.
- em.. dziękuję, ale to zwykłe fińskie imię. A ty jesteś pierwszym Adamem jakiego osobiście poznałem. Znam jedynie Adama Sandlera, uwielbiam filmy z jego udziałem, ym i jeszcze ten piosenkarz z idola taki kontrowersyjny.. chyba Lambert? – Uśmiechnął się fin, a brunet zaczął wesoło chichotać wyraźnie czymś rozbawiony. Po chwili i Koskinen załapał co tak ucieszyło jego rozmówcę i spłonął zawstydzony ogromnym rumieńcem.
- Wybacz.. – Powiedział nieśmiało i też zaczął się cicho śmiać z siebie.
- Nic się nie stało, bo było zabawne. – i urocze.. dodał w myślach wokalista, uśmiechając się.
Obaj mężczyźni jeszcze długo ze sobą rozmawiali i śmiali się ze swoich dowcipów, którym nie było końca. Dopiero, kiedy poczuli wyraźne zmęczenie zamilkli, słuchając wspólnie muzyki z ipoda najpierw jednego, później drugiego. Pierwszy zasnął Adam, a Sauli w tym czasie naskrobał coś na małej karteczce i wsunął wokaliście w kieszeń. Potem i on oddał się w ramiona morfeusza.

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 1

Słów kilka..

Na blogu mam zamiar publikować opowiadanie o tematyce Adommy. Jest to mój debiut, zatem będę wdzięczna za choćby krótki komentarz, czy się podoba lub nie i da mi to też informacje, czy ktoś to czyta.
Rozdziały postaram się dodawać regularnie, w zależności jak czas i obowiązki pozwolą. A tymczasem zapraszam ;)



Blondyn siedział wbity w hotelowy fotel i kolejną godzinę patrzył tępo w szare niebo, przez które nawet słońce nie chciało się dzisiaj przebić, jakby wyczuwało jego nastrój. Rzadko się zdarzała taka pogoda w LA i akurat musiała przypaść na dni, kiedy jego życie znalazło się na zakręcie. Nawet wnętrze jego pokoju nie poprawiało humoru, było skromnie urządzone, a meble były proste i w stonowanych kolorach, podobnie jak tapety na ścianach, wszystko było takie smutne i melancholijne, i pewnie tylko dlatego zdecydował się go wziąć. Radosne stylizacje o żywych barwach irytowały go jeszcze bardziej, niż te. Właściwie to zaczynał nowy rozdział, tyle że nie bardzo rozumiał czemu zakończył się poprzedni, przecież było dobrze. Kochał swoją żonę najbardziej na świecie, nigdy jej nie zdradził i chociaż miał ku temu wiele okazji, to zawsze był wierny swojej wybrance. Przyjaciele, współpracownicy i znajomi, praktycznie każdy kto odważył się go poznać, darzył go szacunkiem i sympatią. Relacje z Tommy’m nie należały do najłatwiejszych i przyjemnych, ciężko było zdobyć jego przyjaźń, bo nie ufał ludziom, przez co nigdy nie był wylewny uczuciowo i wygadany, ale był dobrym kolegą i przyjacielem, zawsze znalazł czas i dobre słowo dla tego kto go potrzebował. Taka już jego natura, a i życie go nie oszczędzało, nauczył się więc być ostrożnym dla własnego dobra.
Dziś mijał dokładnie tydzień odkąd zamknął się w tym hotelowym pokoju, a obcy mężczyzna w todze na sali sądowej orzekł, iż Amanda Scott- Ratliff nie jest już jego żoną, a on jej mężem. Od siedmiu cholernych dni złożona przez niego przysięga dozgonnej miłości, którą składał w kościele, bo tak chciała jego narzeczona, a on nie potrafił jej odmówić, mimo że sam nie wierzy, jest nieważna. Oni są dla siebie obcymi ludźmi i już zupełnie nic ich nie łączy, poza wspomnieniami i wspólnie przeżytą niespełna dekadą. Tak, poznali się już na pierwszym roku studiów i choć nie od razu zapałali do siebie wielkim uczuciem, to szybko przełamali lody i stali się nierozłączni. Mandy, bo tak zawsze się przedstawiała i blondyn chyba nie słyszał, by ktoś nazwał ją Amandą, oczywiście z małymi urzędowymi wyjątkami. Jest ona ciepłą i miłą osobą, której nie da się nie lubić podobnie, jak Adama. To jest coś, co ich łączy, charaktery i niesamowita charyzma, natomiast Tommy Joe jest kompletnym ich przeciwieństwem, aż dziwne, że potrafią się dogadać, może właśnie w tym tkwi cały fenomen? Nadal jednak nie wiedział, czemu nie są już małżeństwem, owszem znał oficjalny powód, jaki przedstawili prawnikowi, a mianowicie niezgodność charakterów. Wiele razy próbował się dowiedzieć od żony co jest przyczyną jej decyzji, bo wiedział, że ich miłość nie wygasła, nie było zdrady, dogadywali się, owszem nie raz się kłócili, ale dochodzili do konsensusu, więc to nie kwalifikowało się do rozwodu, a jednak jej uległ i zgodził się. Kobieta nigdy nie udzieliła mu jasnej odpowiedzi na to pytanie, mówiła tylko, że tak będzie dla nich lepiej, a on wkrótce to zrozumie. Nie rozumiał. Przystał na jej warunki, bojąc się, że protestując straci ją na zawsze i więcej nie zobaczy, wierzył w to, bo Mandy nigdy nie rzucała słów na wiatr.
Cierpiał okropnie w samotności, unikał ludzi, rozmów, a jeśli już do jakiejś dochodziło szybko ją ucinał i zaszywał się w swoim pokoju, nie wychodził jeśli nie musiał. Na nic nie miał ochoty, na jedzenie, na sen, na alkohol, na jakikolwiek ruch, nawet na grę na ukochanej gitarze. Jego serce krwawiło, tęsknił i nic nie przynosiło ukojenia. Wegetował. Z każdym dniem było gorzej. Życie powoli i boleśnie ulatywało z jego drobnego ciała, ciągle miał nadzieję i gdy dzwonił telefon lub ktoś pukał do drzwi, serce przyspieszało, za każdym razem przeżywając zawód. To nie była ona. Kolejny raz zraniła go kobieta. Na jego szczęście nikt nie wiedział, co się z nim dzieje i gdzie jest, ani przyjaciele, ani prasa, nawet Adam, który był teraz zajęty wywiadami i sesjami. Gdy dzwonił, był na tyle zmęczony, że ciężko było mu wyłapać kłamstwa basisty, innych łatwiej było przekonać, że świetnie się bawi na urlopie. Tommy wiedział, że niedługo przyjdzie mu się zmierzyć z rzeczywistością, ze światem. Najtrudniej będzie mu do wszystkiego przyznać się wokaliście, który nie da zmydlić sobie oczu, teraz jednak woli o tym nie myśleć. Do jego powrotu zostało względnie dwa dni, które on wykorzysta, by upajać się w bólu nim staną twarzą w twarz i nim będzie musiał doprowadzić się do porządku.
Te rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Zmarszczył czoło usilnie zastanawiając się, czy czegoś nie zamawiał i zapomniał o tym, ale szybko utwierdził się w przekonaniu, że nic podobnego nie miało miejsca. Wykluczył również pokojówkę, którą grzecznie przekonał, że sam sobie poradzi, a w razie potrzeby ją powiadomi. Prawie przestał oddychać, a serce ruszyło galopem, jakby chciało się wyrwać z jego klatki piersiowej i schować, ze strachu i jednocześnie ekscytacji, bowiem nadzieja go nie opuszczała, chociaż rozum wiedział, że to koniec. Ktokolwiek tam stoi, nie poszedł sobie, ale z uporem czekał, jakby wiedział, że on tu jest. Blondyn w końcu najciszej, jak potrafił podszedł do drzwi i zerknął przez wizjer. Wbiło go w podłogę, tej osoby się tu nie spodziewał, nie dziś, nie teraz. Jak oparzony przylgnął plecami do zimnej ściany, aż przeszedł go dreszcz. W głowie huczała mu krew płynąca w zastraszającym tempie, a myśli znikały jak kamfora. Konfrontacja była nieunikniona. Nie tak to sobie wyobrażał..