środa, 27 lutego 2013

Rozdział 2

Na początek dziękuję ogromnie za cenne uwagi :D Będę starała się wyeliminować błędy w przyszłości i zachęcam też innych do pozostawiania komentarzy. 
Pozdrawiam :)

- Tommy wiem, że tam jesteś. – Powiedział stojący na korytarzu mężczyzna, wytężając słuch, by wyłapać nawet najmniejszy dźwięk, świadczący o obecności basisty.
- Otwórz proszę, Tommy.. – Mówił spokojnym, łagodnym głosem, świadczącym o tym, że chce pomóc.
Tymczasem blondyn, nie ruszając się z miejsca usiłował zebrać myśli. Próbował ułożyć plan działania, który był oczywisty. Przynajmniej dla tego małego człowieczka w jego głowie, zwanego rozsądkiem. On natomiast nie chciał, by ktokolwiek widział go słabego i nagiego. Z wymalowanymi uczuciami, które zawsze dobrze chował pod płaszczem opanowania lub słodkiego kociaka, jakiego nieraz udawał ku uciesze fanów. Teraz, wraz z pomieszczeniem jakie zajmował, stanowił obraz nędzy i rozpaczy. Blady z sińcami pod oczami i smutkiem w brązowych tęczówkach, z rozczochraną blond fryzurą, w powyciąganych czarnych dresach i koszulce, które tylko podkreślały kontrast z jasną karnacją, nadając cierpiętniczego wyglądu. A otoczenie wcale nie polepszało sprawy. Resztki pizzy leżące od paru dni, szklanka z nie wypitą whisky, rozlany sok, porozrzucane rzeczy, pozamykane i zasłonięte okna, nie wyrzucone pety. Wszystko to tworzyło charakterystyczny mdlący zapach typowy dla meliny, dopiero teraz zauważył jak bardzo się zaniedbał.
- Będę tu stał dopóki mnie nie wpuścisz, mam czas. – Oznajmił brunet i oparł się o drzwi. Coraz bardziej był zaniepokojony zachowaniem przyjaciela, zaczął nawet rozważać wezwanie pomocy, jak tak dalej pójdzie.
Tommy rozchylił usta, by coś powiedzieć, ale zawahał się i przetarł twarz dłońmi. W końcu zaczerpnął powietrza, przerywając milczenie.
- Wybacz, ale nie mam ochoty na rozmowę. A.. właściwie skąd wiedziałeś gdzie jestem? Tylko Mandy wiedziała, i pewnie już ci wszystko wypaplała?! – Mruknął. Jak na kogoś, nie mającego ochoty do konwersacji, zaczął podręcznikowo i jeszcze sam sobie odpowiada. Faktycznie powinienem tu trochę przewietrzyć, pomyślał.
- Jedynie to gdzie jesteś. – Odparł jego gość z nadzieją w głosie i kontynuował. -  Wpuść mnie to pomilczymy razem. – Wyprostował się oczekując charakterystycznego zgrzytu w zamku.
- Możemy to robić na odległość, nie musisz mnie widzieć, wiesz jak wyglądam. – Rzekł basista.
- To porozmawiamy, wtedy chcę patrzeć ci w oczy.
- Nie chcę rozmawiać. – oponował blondyn.
- To czemu tyle gadasz, jak nie chcesz? – Spytał brunet prowokująco.
Tommy prychną zirytowany. Poprawił włosy palcami, choć i tak nic to nie dało, po czym przekręcił klucz, uchylając drzwi. Odwrócił się i ruszył w kierunku okna, które uchylił i został tam, odwlekając chwilę, kiedy będzie musiał spojrzeć mu twarz. Monte, gdy zobaczył ten rozgardiasz poczuł ciarki na plecach. Adam miał rację, co do basisty.

 *
Dzień wcześniej..
- Ja wiem, że zdarza mi się przesadzać, ale tym razem jestem przekonany, że coś się dzieje. Czuję to. Proszę zajrzyj do niego.. – Powiedział wyraźnie zaniepokojony wokalista do osoby po drugiej stronie telefonu. W jego głosie brzmiała czysta troska, oddanie i miłość, niestety musiał ją trzymać w kategorii „platoniczna”. Był przyjacielem Tommy’ego, a chciałby być całym światem. Chciał, tak bardzo chciał, że to aż bolało.
- Nie zapominaj, że on ma żonę i czasem się mogą pokłócić, przez co może nie być w nastroju na pogawędki. Każdemu zdarzają się dni, kiedy potrzebuje trochę samotności. To nic złego.  – Odparł Monte.
- Doskonale pamiętam, że jest żonaty. Zwłaszcza, że przypominacie mi o tym na każdym kroku, po prostu się martwię. Miał taki głos.. raz w życiu, go słyszałem. Mam, więc podstawy by się martwić. – Wyznał spokojnie.
- Jasne, pójdę do niego jutro. – Ten argument przekonał Pittmana w stu procentach, choć nie znał Tommy’ego, tak jak Adam, to coś tam wiedział o jego przeszłości.
- Dziękuję i jeszcze raz przepraszam, wiem, że masz teraz inne zobowiązania.. – tłumaczył się, słysząc w tle gaworzenie bliźniaczek.
-  Nie przepraszaj, to przecież i mój przyjaciel. Zadzwonię jak się czegoś dowiem, a teraz naprawdę muszę kończyć. Do usłyszenia.
- Cześć. – Szepnął i się rozłączył.
Lambert do tej pory nie może pojąć, dlaczego go tak pilnują. Owszem kocha Ratliffa, ale wcale nie chce rozbić jego małżeństwa i wszyscy o tym wiedzą. Nie jego pomysłem, były gorące pocałunki na trasie Glam Nation Tour, którym z resztą początkowo był przeciwny. Wtedy chciał być egoistą,  jak nigdy, i ustrzec się przed cierpieniem. Ciągle do niego powracają wspomnienia tamtych, samotnych ciemnych nocy, w zimnym i zdecydowanie za dużym łóżku, pamięta ból kumulujący się w podbrzuszu, któremu nie mógł dać ujścia. Czasami pozwalał sobie na jednorazowe historie, które tylko wszystko pogarszały. Ograniczył też wszelkie używki, po pamiętnym występie w Amsterdamie, jego umysł musiał być trzeźwy. Nie mógłby po raz kolejny przekroczyć tej granicy, co nie znaczyło, że tego nie pragnął. Cholernie pragnął, jeszcze raz poczuć te mięciutkie i delikatne wargi, na swoich, ten smak.. mięta, tytoń i czekolada. Tommy zawsze przed występem zjadał kawałek czekolady, później palił papierosa i żuł gumę, taki rytuał.
Zależy mu na blondynie i jego szczęściu, by miał rodzinę, czego nigdy nie doświadczył. Nie może mu tego odebrać, dlatego milczy, zatajając to zakazane  uczucie. Wie, że to miłość nieszczęśliwa i nieodwzajemniona,  pogodził się z tym. To nie jego wina, że nie umie ułożyć sobie życia..
- Panie Lambert.. możemy kontynuować? – Spytała nieśmiało dziennikarka, przerywając rozmyślania bruneta.
- ym.. tak, tak jestem gotowy. – Odpowiedział, wracając do rzeczywistości i pochmurnego Londynu, jak jego dusza.

 *
Monte przymknął drzwi, nie spodziewał się tego co tu zobaczył. Nigdy wcześniej nie widział go takiego.. nawet nie potrafił, tego określić. Teraz doskonale rozumiał zatroskanie bruneta, chociaż nie próbował sobie wyobrazić, co ten musiał czuć, nie mogąc nic zrobić. Powoli podszedł do okna i położył nieśmiało dłoń na ramieniu blondyna. Milczał, czekając na ruch przyjaciela. Nie chciał go do niczego zmuszać, ale taż obawiał się tego co może usłyszeć. Blondyn prosto z mostu powiedział, co jest przyczyną takiego zachowania, chciał jak najszybciej mieć to za sobą.
- Rozstałem się z żoną, a właściwie to nawet już jesteśmy po rozwodzie.
- Co? Jak to? – Monte otworzył szeroko oczy, wpatrując się w jego twarz zaskoczony. Po chwili przypomniał sobie strzępki rozmów ich żon w ostatnim czasie, nie był jednak pewien o co dokładnie chodziło, bo zajęty był dziećmi.
- Normalnie, nie jesteśmy już razem i nie będziemy. Nie wiem tylko dlaczego? - Odpowiedział stanowczo, ale spokojnie.
Pittman rozchylił usta i patrzył, nie wierząc w to co przed sekundą usłyszał. Przetarł mocno twarz i zrobił kilka chaotycznych kroków. Szok. Blondyn był nie mniej zszokowany jego reakcją.
- Ty idioto! – Huknął zdenerwowany, bowiem już wszystko stało się jasne. – Dałeś się podejść jak dziecko!
Ratliff kompletnie już nie rozumiał, co się dzieje i o co mu chodzi. Czemu się tak unosi? Przecież to nie zbrodnia, ludzie się codziennie rozwodzą, a on nawet nie jest wierzący, to czysta formalność. Jednak zaintrygowało go ostatnie zdanie, czyżby coś wiedział?!
- Nie krzycz, tylko powiedz jak coś wiesz. - Odparł ze spokojem, był już zmęczony tym wszystkim i nie miał siły się kłócić i tak już po fakcie. Mimo to czuł rosnące w nim napięcie.
- Tommy jesteś idiotą! To był głupi test, a ty poległeś na całej linii. Czemu nie walczyłeś? Sam jesteś sobie winny! Ty w ogóle ją kochasz? – Podniesionym głosem powiedział prosto w zdumioną twarz przyjaciela. Czuł, że jednak posunął się za daleko, ale było za późno, by ugryźć się w język.
Te słowa uderzyły go tak mocno, że aż zrobiło mu się niedobrze. Patrzył prosto w przepraszające już teraz tęczówki bruneta, który zasiał w nim ziarno wątpliwości? Czy prawdy? A może jedno i drugie? Jednak na tyle skutecznie, że zwyczajnie stał porządkując fakty.
- Wybacz, nie powinienem był.. jest mi głupio. Myślę, że szybko wszystko zrozumiesz. – Zaczął Monte, widząc, że mężczyzna intensywnie nad czymś rozmyśla.
- Do czego ty pijesz? Kurwa, mówicie jakimiś zagadkami. Nie możesz wprost? – Spytał zdenerwowany i zirytowany basista, kolejny raz słysząc to samo zdanie.
- Mandy jest zazdrosna i dobrze wiesz o kogo chodzi. – Wtrącił szybko, spoglądając porozumiewawczo w brązowe tęczówki, w których ujrzał błysk świadczący, że dobrze zrozumiał odpowiedź. Nareszcie.
Wyszedł zostawiając, go samego.

*
Gdy nadszedł upragniony  dzień wylotu, Adam czuł dziwne zdenerwowanie. Nie wiedział, co się wydarzyło w LA, ale miał złe przeczucie. Pittman co prawda go uspokoił, ale nie powiedział nic więcej. Zapiął pasy, słysząc instruujący głos stewardessy, nie cierpiał tego uczucia, kiedy samolot startował, więc automatycznie się skrzywił.
- Też nie lubisz latać? – Usłyszał od nieznanego mu mężczyzny pytanie. Nawet się nie zarejestrował faktu, kiedy ten usiadł obok.
- Nie lubię startów, chociaż powinienem był się już przyzwyczaić. Często podróżuję. Ty chyba nie za bardzo przepadasz za takim transportem- Uśmiechnął się ciepło do sąsiada, widząc jego wyraz twarzy. To będzie przyjemny lot. Pomyślał wokalista.
- Masz rację. Na szczęście mam tę przyjemność doświadczyć tylko kilka razy w roku. – Odwzajemnił uśmiech. Brunet kogoś mu przypominał, ale nie potrafił sobie przypomnieć kogo. – Jestem Sauli, tak chyba będzie milej rozmawiać ym.. jeśli masz ochotę? – Podał mu dłoń uśmiechając się i spojrzał w błękitne tęczówki.
- Adam, miło mi. – Odparł ściskając drobną dłoń blondyna. – Masz oryginalne imię, ładne. – Mruknął, a towarzysz lekko się zarumienił.
- em.. dziękuję, ale to zwykłe fińskie imię. A ty jesteś pierwszym Adamem jakiego osobiście poznałem. Znam jedynie Adama Sandlera, uwielbiam filmy z jego udziałem, ym i jeszcze ten piosenkarz z idola taki kontrowersyjny.. chyba Lambert? – Uśmiechnął się fin, a brunet zaczął wesoło chichotać wyraźnie czymś rozbawiony. Po chwili i Koskinen załapał co tak ucieszyło jego rozmówcę i spłonął zawstydzony ogromnym rumieńcem.
- Wybacz.. – Powiedział nieśmiało i też zaczął się cicho śmiać z siebie.
- Nic się nie stało, bo było zabawne. – i urocze.. dodał w myślach wokalista, uśmiechając się.
Obaj mężczyźni jeszcze długo ze sobą rozmawiali i śmiali się ze swoich dowcipów, którym nie było końca. Dopiero, kiedy poczuli wyraźne zmęczenie zamilkli, słuchając wspólnie muzyki z ipoda najpierw jednego, później drugiego. Pierwszy zasnął Adam, a Sauli w tym czasie naskrobał coś na małej karteczce i wsunął wokaliście w kieszeń. Potem i on oddał się w ramiona morfeusza.

2 komentarze:

  1. Trafiłam na Twojego bloga teraz i widzę że właśnie zaczynasz, ale idzie ci naprawdę fajnie :) Widzę że już pojawił się Sauli, czyli się troche namiesza ale miejmy nadzieję że Adommy w tym opowiadaniu zakwitnie :> Jak narazie te dwa rozdziały spodobały mi się i jestem ciekawa co będzie dalej. Mam nadzieję że skończysz to opowiadanie bez problemów ( chociaż ja tu o zakończenich a to dopiero początek XD ) , ale życzę dużooooo weny ! :3
    Ps. Jak często dodajesz wpisy ? Będę tu zaglądać ;)

    ~Till

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się ogromnie, że Ci się spodobało ;D oj będzie się działo.. takie przynajmniej mam założenia ;)
    Myślę, że odcinki będą co środę, o ile nic nie stanie na przeszkodzie.
    Pozdrawiam ciepło ;)

    OdpowiedzUsuń