Na początek dziękuję ogromnie za cenne
uwagi :D Będę starała się wyeliminować błędy w przyszłości i zachęcam
też innych do pozostawiania komentarzy.
Pozdrawiam :)
- Tommy wiem, że tam jesteś. – Powiedział stojący na
korytarzu mężczyzna, wytężając słuch, by wyłapać nawet najmniejszy dźwięk,
świadczący o obecności basisty.
- Otwórz proszę, Tommy.. – Mówił
spokojnym, łagodnym głosem, świadczącym o tym, że chce pomóc.
Tymczasem blondyn, nie ruszając
się z miejsca usiłował zebrać myśli. Próbował ułożyć plan działania, który był
oczywisty. Przynajmniej dla tego małego człowieczka w jego głowie, zwanego
rozsądkiem. On natomiast nie chciał, by ktokolwiek widział go słabego i
nagiego. Z wymalowanymi uczuciami, które zawsze dobrze chował pod płaszczem opanowania
lub słodkiego kociaka, jakiego nieraz udawał ku uciesze fanów. Teraz, wraz z
pomieszczeniem jakie zajmował, stanowił obraz nędzy i rozpaczy. Blady z sińcami
pod oczami i smutkiem w brązowych tęczówkach, z rozczochraną blond fryzurą, w
powyciąganych czarnych dresach i koszulce, które tylko podkreślały kontrast z
jasną karnacją, nadając cierpiętniczego wyglądu. A otoczenie wcale nie
polepszało sprawy. Resztki pizzy leżące od paru dni, szklanka z nie wypitą
whisky, rozlany sok, porozrzucane rzeczy, pozamykane i zasłonięte okna, nie
wyrzucone pety. Wszystko to tworzyło charakterystyczny mdlący zapach typowy dla
meliny, dopiero teraz zauważył jak bardzo się zaniedbał.
- Będę tu stał dopóki mnie nie
wpuścisz, mam czas. – Oznajmił brunet i oparł się o drzwi. Coraz bardziej był
zaniepokojony zachowaniem przyjaciela, zaczął nawet rozważać wezwanie pomocy,
jak tak dalej pójdzie.
Tommy rozchylił usta, by coś
powiedzieć, ale zawahał się i przetarł twarz dłońmi. W końcu zaczerpnął
powietrza, przerywając milczenie.
- Wybacz, ale nie mam ochoty na
rozmowę. A.. właściwie skąd wiedziałeś gdzie jestem? Tylko Mandy wiedziała, i
pewnie już ci wszystko wypaplała?! – Mruknął. Jak na kogoś, nie mającego ochoty
do konwersacji, zaczął podręcznikowo i jeszcze sam sobie odpowiada. Faktycznie
powinienem tu trochę przewietrzyć, pomyślał.
- Jedynie to gdzie jesteś. –
Odparł jego gość z nadzieją w głosie i kontynuował. - Wpuść mnie to pomilczymy razem. – Wyprostował
się oczekując charakterystycznego zgrzytu w zamku.
- Możemy to robić na odległość,
nie musisz mnie widzieć, wiesz jak wyglądam. – Rzekł basista.
- To porozmawiamy, wtedy chcę
patrzeć ci w oczy.
- Nie chcę rozmawiać. – oponował
blondyn.
- To czemu tyle gadasz, jak nie
chcesz? – Spytał brunet prowokująco.
Tommy prychną zirytowany.
Poprawił włosy palcami, choć i tak nic to nie dało, po czym przekręcił klucz,
uchylając drzwi. Odwrócił się i ruszył w kierunku okna, które uchylił i został
tam, odwlekając chwilę, kiedy będzie musiał spojrzeć mu twarz. Monte, gdy
zobaczył ten rozgardiasz poczuł ciarki na plecach. Adam miał rację, co do
basisty.
*
Dzień wcześniej..
- Ja wiem, że zdarza mi się
przesadzać, ale tym razem jestem przekonany, że coś się dzieje. Czuję to.
Proszę zajrzyj do niego.. – Powiedział wyraźnie zaniepokojony wokalista do
osoby po drugiej stronie telefonu. W jego głosie brzmiała czysta troska,
oddanie i miłość, niestety musiał ją trzymać w kategorii „platoniczna”. Był przyjacielem
Tommy’ego, a chciałby być całym światem. Chciał, tak bardzo chciał, że to aż
bolało.
- Nie zapominaj, że on ma żonę i
czasem się mogą pokłócić, przez co może nie być w nastroju na pogawędki.
Każdemu zdarzają się dni, kiedy potrzebuje trochę samotności. To nic złego. – Odparł Monte.
- Doskonale pamiętam, że jest
żonaty. Zwłaszcza, że przypominacie mi o tym na każdym kroku, po prostu się
martwię. Miał taki głos.. raz w życiu, go słyszałem. Mam, więc podstawy by się
martwić. – Wyznał spokojnie.
- Jasne, pójdę do niego jutro. –
Ten argument przekonał Pittmana w stu procentach, choć nie znał Tommy’ego, tak
jak Adam, to coś tam wiedział o jego przeszłości.
- Dziękuję i jeszcze raz
przepraszam, wiem, że masz teraz inne zobowiązania.. – tłumaczył się, słysząc w
tle gaworzenie bliźniaczek.
-
Nie przepraszaj, to przecież i mój przyjaciel. Zadzwonię jak się czegoś
dowiem, a teraz naprawdę muszę kończyć. Do usłyszenia.
- Cześć. – Szepnął i się
rozłączył.
Lambert do tej pory nie może
pojąć, dlaczego go tak pilnują. Owszem kocha Ratliffa, ale wcale nie chce
rozbić jego małżeństwa i wszyscy o tym wiedzą. Nie jego pomysłem, były gorące
pocałunki na trasie Glam Nation Tour, którym z resztą początkowo był przeciwny.
Wtedy chciał być egoistą, jak nigdy, i
ustrzec się przed cierpieniem. Ciągle do niego powracają wspomnienia tamtych,
samotnych ciemnych nocy, w zimnym i zdecydowanie za dużym łóżku, pamięta ból
kumulujący się w podbrzuszu, któremu nie mógł dać ujścia. Czasami pozwalał
sobie na jednorazowe historie, które tylko wszystko pogarszały. Ograniczył też
wszelkie używki, po pamiętnym występie w Amsterdamie, jego umysł musiał być
trzeźwy. Nie mógłby po raz kolejny przekroczyć tej granicy, co nie znaczyło, że
tego nie pragnął. Cholernie pragnął, jeszcze raz poczuć te mięciutkie i
delikatne wargi, na swoich, ten smak.. mięta, tytoń i czekolada. Tommy zawsze
przed występem zjadał kawałek czekolady, później palił papierosa i żuł gumę,
taki rytuał.
Zależy mu na blondynie i jego
szczęściu, by miał rodzinę, czego nigdy nie doświadczył. Nie może mu tego
odebrać, dlatego milczy, zatajając to zakazane
uczucie. Wie, że to miłość nieszczęśliwa i nieodwzajemniona, pogodził się z tym. To nie jego wina, że nie
umie ułożyć sobie życia..
- Panie Lambert.. możemy
kontynuować? – Spytała nieśmiało dziennikarka, przerywając rozmyślania bruneta.
- ym.. tak, tak jestem gotowy. –
Odpowiedział, wracając do rzeczywistości i pochmurnego Londynu, jak jego dusza.
*
Monte przymknął drzwi, nie spodziewał
się tego co tu zobaczył. Nigdy wcześniej nie widział go takiego.. nawet nie
potrafił, tego określić. Teraz doskonale rozumiał zatroskanie bruneta, chociaż
nie próbował sobie wyobrazić, co ten musiał czuć, nie mogąc nic zrobić. Powoli
podszedł do okna i położył nieśmiało dłoń na ramieniu blondyna. Milczał,
czekając na ruch przyjaciela. Nie chciał go do niczego zmuszać, ale taż obawiał
się tego co może usłyszeć. Blondyn prosto z mostu powiedział, co jest przyczyną
takiego zachowania, chciał jak najszybciej mieć to za sobą.
- Rozstałem się z żoną, a
właściwie to nawet już jesteśmy po rozwodzie.
- Co? Jak to? – Monte otworzył
szeroko oczy, wpatrując się w jego twarz zaskoczony. Po chwili przypomniał
sobie strzępki rozmów ich żon w ostatnim czasie, nie był jednak pewien o co
dokładnie chodziło, bo zajęty był dziećmi.
- Normalnie, nie jesteśmy już
razem i nie będziemy. Nie wiem tylko dlaczego? - Odpowiedział stanowczo, ale
spokojnie.
Pittman rozchylił usta i patrzył,
nie wierząc w to co przed sekundą usłyszał. Przetarł mocno twarz i zrobił kilka
chaotycznych kroków. Szok. Blondyn był nie mniej zszokowany jego reakcją.
- Ty idioto! – Huknął
zdenerwowany, bowiem już wszystko stało się jasne. – Dałeś się podejść jak
dziecko!
Ratliff kompletnie już nie rozumiał,
co się dzieje i o co mu chodzi. Czemu się tak unosi? Przecież to nie zbrodnia,
ludzie się codziennie rozwodzą, a on nawet nie jest wierzący, to czysta
formalność. Jednak zaintrygowało go ostatnie zdanie, czyżby coś wiedział?!
- Nie krzycz, tylko powiedz jak
coś wiesz. - Odparł ze spokojem, był już zmęczony tym wszystkim i nie miał siły
się kłócić i tak już po fakcie. Mimo to czuł rosnące w nim napięcie.
- Tommy jesteś idiotą! To był
głupi test, a ty poległeś na całej linii. Czemu nie walczyłeś? Sam jesteś sobie
winny! Ty w ogóle ją kochasz? – Podniesionym głosem powiedział prosto w
zdumioną twarz przyjaciela. Czuł, że jednak posunął się za daleko, ale było za
późno, by ugryźć się w język.
Te słowa uderzyły go tak mocno,
że aż zrobiło mu się niedobrze. Patrzył prosto w przepraszające już teraz
tęczówki bruneta, który zasiał w nim ziarno wątpliwości? Czy prawdy? A może
jedno i drugie? Jednak na tyle skutecznie, że zwyczajnie stał porządkując
fakty.
- Wybacz, nie powinienem był..
jest mi głupio. Myślę, że szybko wszystko zrozumiesz. – Zaczął Monte, widząc,
że mężczyzna intensywnie nad czymś rozmyśla.
- Do czego ty pijesz? Kurwa,
mówicie jakimiś zagadkami. Nie możesz wprost? – Spytał zdenerwowany i
zirytowany basista, kolejny raz słysząc to samo zdanie.
- Mandy jest zazdrosna i dobrze
wiesz o kogo chodzi. – Wtrącił szybko, spoglądając porozumiewawczo w brązowe
tęczówki, w których ujrzał błysk świadczący, że dobrze zrozumiał odpowiedź.
Nareszcie.
Wyszedł zostawiając, go samego.
*
Gdy nadszedł upragniony dzień wylotu, Adam czuł dziwne zdenerwowanie.
Nie wiedział, co się wydarzyło w LA, ale miał złe przeczucie. Pittman co prawda
go uspokoił, ale nie powiedział nic więcej. Zapiął pasy, słysząc instruujący
głos stewardessy, nie cierpiał tego uczucia, kiedy samolot startował, więc
automatycznie się skrzywił.
- Też nie lubisz latać? –
Usłyszał od nieznanego mu mężczyzny pytanie. Nawet się nie zarejestrował faktu,
kiedy ten usiadł obok.
- Nie lubię startów, chociaż
powinienem był się już przyzwyczaić. Często podróżuję. Ty chyba nie za bardzo
przepadasz za takim transportem- Uśmiechnął się ciepło do sąsiada, widząc jego
wyraz twarzy. To będzie przyjemny lot. Pomyślał wokalista.
- Masz rację. Na szczęście mam tę
przyjemność doświadczyć tylko kilka razy w roku. – Odwzajemnił uśmiech. Brunet
kogoś mu przypominał, ale nie potrafił sobie przypomnieć kogo. – Jestem Sauli,
tak chyba będzie milej rozmawiać ym.. jeśli masz ochotę? – Podał mu dłoń
uśmiechając się i spojrzał w błękitne tęczówki.
- Adam, miło mi. – Odparł
ściskając drobną dłoń blondyna. – Masz oryginalne imię, ładne. – Mruknął, a
towarzysz lekko się zarumienił.
- em.. dziękuję, ale to zwykłe
fińskie imię. A ty jesteś pierwszym Adamem jakiego osobiście poznałem. Znam
jedynie Adama Sandlera, uwielbiam filmy z jego udziałem, ym i jeszcze ten
piosenkarz z idola taki kontrowersyjny.. chyba Lambert? – Uśmiechnął się fin, a
brunet zaczął wesoło chichotać wyraźnie czymś rozbawiony. Po chwili i Koskinen
załapał co tak ucieszyło jego rozmówcę i spłonął zawstydzony ogromnym
rumieńcem.
- Wybacz.. – Powiedział nieśmiało
i też zaczął się cicho śmiać z siebie.
- Nic się nie stało, bo było
zabawne. – i urocze.. dodał w myślach wokalista, uśmiechając się.
Obaj mężczyźni jeszcze długo ze
sobą rozmawiali i śmiali się ze swoich dowcipów, którym nie było końca. Dopiero,
kiedy poczuli wyraźne zmęczenie zamilkli, słuchając wspólnie muzyki z ipoda
najpierw jednego, później drugiego. Pierwszy zasnął Adam, a Sauli w tym czasie
naskrobał coś na małej karteczce i wsunął wokaliście w kieszeń. Potem i on
oddał się w ramiona morfeusza.
Trafiłam na Twojego bloga teraz i widzę że właśnie zaczynasz, ale idzie ci naprawdę fajnie :) Widzę że już pojawił się Sauli, czyli się troche namiesza ale miejmy nadzieję że Adommy w tym opowiadaniu zakwitnie :> Jak narazie te dwa rozdziały spodobały mi się i jestem ciekawa co będzie dalej. Mam nadzieję że skończysz to opowiadanie bez problemów ( chociaż ja tu o zakończenich a to dopiero początek XD ) , ale życzę dużooooo weny ! :3
OdpowiedzUsuńPs. Jak często dodajesz wpisy ? Będę tu zaglądać ;)
~Till
Cieszę się ogromnie, że Ci się spodobało ;D oj będzie się działo.. takie przynajmniej mam założenia ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że odcinki będą co środę, o ile nic nie stanie na przeszkodzie.
Pozdrawiam ciepło ;)