czwartek, 28 lipca 2016

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 5

________

Witam, po dwuletniej przerwie ;)
Postanowiłam w końcu dokończyć opowiadanie, tak jak obiecałam Wam i sobie na samym początku. Dziękuję za wszystkie miłe i motywujące komentarze. 


ROZDZIAŁ 5

            Kilkunastodniowy urlop dla zespołu kończył się jutro. Monte jako dyrektor muzyczny zwołał na ten dzień zebranie organizacyjne. Do każdego wysłał e mail, ale do Toma postanowił wybrać się osobiście, zważywszy na zaistniałą sytuację osobistą basisty.
Gdy stanął pod drzwiami jego hotelowego pokoju miał nadzieję, że mężczyzna doprowadził siebie i swoje sprawy do względnego porządku. Ostatecznie Adam miał mu w tym pomóc, a co jak co oni mieli na siebie dobry wpływ. Zapukał raz i drugi, ale bez efektu. Chciał już odejść, kiedy usłyszał cichą rozmowę. Zdziwił się, gdyż zdecydowanie były to damskie głosy. Spojrzał na numer widniejący na drzwiach myśląc, że może się pomylił, ale ten był właściwy. Ponownie zapukał.
- Tommy otwórz proszę.. – przesunął dłonią po brodzie w geście zniecierpliwienia, przeczuwając coś niedobrego.
- Tommy.. – powtórzył w chwili, gdy usłyszał szczęk otwieranych drzwi. Przed nim stały dwie półnagie kobiety, aż kipiące tanim seksem. Bez namysłu wtargnął do środka, rozglądając się za młodszym kolegą.
- Tommy? Gdzie on jest? – Spytał stanowczo, mierząc wzrokiem obojętnie przyglądające mu się prostytutki. Jedna z nich wskazała palcem na łazienkę.
- Ok, koniec imprezy. Zabierajcie rzeczy i wynocha ale już!
Kobiety obdarzyły go niezadowolonym spojrzeniem i wyszły, trzaskając za sobą drzwiami.
            Blondyn przysłuchiwał się wszystkiemu od początku. Nie miał jednak odwagi wyjść. W tej chwili czuł się jeszcze podlej, niż w momencie opuszczania knajpy i pozostawienia Lamberta samemu sobie z ostrymi, jak sztylety słowami, które powbijał mu prosto w serce.
Mężczyzna szybko się ubrał, przemył twarz zimną wodą i powoli nacisnął klamkę, by zacząć pić piwo, którego nawarzył. Pitman siedział na krześle i patrzył na przyjaciela, a właściwie na cień, który z niego pozostał.
- Mój Boże, Tom!..- Brunetowi zabrakło słów. - .. co się z Tobą dzieje do cholery?! Sądziłem, że rozmowa z Adamem pomoże Ci się ogarnąć, ale widzę, że jest gorzej niż było.. – Rzekł dość stanowczo.
Ratlif nie miał dość odwagi, by podnieść wzrok choć na chwilę. Długo milczał, bo wewnętrznie toczył ze sobą bój, nie potrafiąc, wydusić z siebie choćby zdania. Wszystko go przytłaczało i tak ciężko było przyznać się do błędu.
- Spieprzyłem wszystko… absolutnie wszystko. – Mruknął mocno zachrypniętym głosem. – Przysięgam, że stawię się na ostatnie dwa koncerty zgodnie z umową, a później znikam. – Trzęsącymi się dłońmi odpalił papierosa, zaciągając się dymem.
- Bardzo mi przykro, ale wiesz, że rozwód to nie koniec świata. – Odparł spokojnie Monte, kładąc dłoń na jego ramieniu w geście zrozumienia, współczucia ale i pocieszenia choć nieco marnego.
- Nie tylko o tym mówiłem, ale przede wszystkim o… Adamie. – Szepnął, czując, jak wilgotnieją mu oczy.
Brunet ściągnął brwi, odwracając go bardziej w swoją stronę.
- Tommy.. nie odpowiadasz za czyjeś uczucia. Przyjaźniliście się tyle lat i Adam doskonale wiedział na co się decyduje. Jesteś wartościowym człowiekiem i myślę, że on właśnie tym się kierował, pozostając przy tobie. Jeżeli dopiero teraz dotarło do ciebie, to że on cię kocha, to wiedz, że mleko się rozlało już wiele lat temu. Każdy z was obrał własną drogę do spełnienia, tym bardziej, że jesteś poza jego zasięgiem. – Monte mówił wolno i jak mu się wydawało, rzeczy oczywiste, a jednak z każdą chwilą blondyn wylewał z siebie coraz więcej łez.
- Masz rację!- Zgodził się z rozmówcą, po czym w przypływie złości i wszystkich skumulowanych emocji, które pękły w nim jak bańka mydlana. Zrzucił z małego stolika wszystko co tam było, robiąc okropny rumor w pomieszczeniu, jednocześnie krzycząc. – Jestem sukinsynem i cholernym tchórzem! Zraniłem go i zostawiłem samego. Nie mam odwagi , by spojrzeć mu w oczy.. i przeprosić. Z resztą on pewnie nie chce mnie już znać… Kurwa! Boję się, że on… że on mógł zrobić coś głupiego.
Brunet złapał go za ramiona i przygwoździł całym sobą do ściany. – Uspokój się! – Huknął na niego, mówiąc. – Twierdzisz, że Lambertowi mogło się coś stać?! A ty do cholery zabawiasz się z dziwkami!- Spojrzał mu twardo w oczy, w których zmieszały się wszystkie emocje, gniew, strach, żal. – Przypierdoliłbym ci! Milcz! – uprzedził go, widząc że ten chce coś powiedzieć. – Zbieraj cztery litery i jedziemy do Adama. Módl się, żeby był cały i zdrowy, bo nie ręczę za siebie!
            Obaj w milczeniu wybiegli w stronę auta. W drodze Monte próbował dzwonić do wokalisty, lecz w odpowiedzi usłyszał przepełnioną już skrzynkę pocztową. Atmosfera robiła się coraz gęstsza, a wyobraźnia zaczęła pracować na najwyższych obrotach.

            Zapadał już zmrok, a w domu artysty panowała cisza i kompletna ciemność, jego samochód stał pod domem. Mężczyźni pukali i dzwonili do domu, ale bez rezultatu. Monte wołał Adama i sprawdzał, czy któreś z drzwi lub okien nie są czasem otwarte, niestety wszystko było szczelnie zamknięte. Blondyn w tym czasie szukał jakiegoś klucza pod wycieraczką, w doniczkach ogrodowych kwiatów i pod kamieniami wzdłuż ścieżki. Nagle, jak rażony piorunem pobiegł do niewielkiej szopki z narzędziami ogrodniczymi, gdzie na krokwi tuż pod dachem w niewielkim zgłębieniu schowany był do niej klucz. Przypomniał sobie, jak się z Lambertem umawiali, że w razie potrzeby klucze do domu ukryje w puszcze po ich ulubionym kakao. Dokładnie w taki sam sposób postąpił Tommy w swoim domu, byłym domu. Przez chwilę na samo wspomnienie zrobiło mu się ciepło na sercu, mieli do siebie takie zaufanie…
- Monte pomóż mi! – Krzyknął. – Szukaj puszki po kakao, tam będą klucze. – Szybko wyjaśnił, przeszukując zagracone ciasne pomieszczenie. Za jedyny punkt światła musiały im wystarczyć telefony, gdyż żarówka była spalona. Brunet już miesiąc temu miał ją wymienić, po tym, jak Tommy chcąc skosić trawę zrobił zwarcie, podłączając tu kosiarkę. To było fajne popołudnie z przyjacielem, pomyślał blondyn, uśmiechając się pod nosem na samo wspomnienie tego dnia.
- Mam! – Oznajmił radośnie Pitman, wyrywając młodszego z zamyślenia. – Chwila, tu jeszcze coś jest, jakaś karteczka.. – mówił, odwijając recepturkę i podając zwitek zaskoczonemu Ratlifowi. – Pewnie do ciebie, czytaj byle szybko. Mam złe przeczucia..- Spojrzał na przyjaciela takim wzrokiem, że ten aż się w sobie skulił, wiedząc, że całe to zamieszanie to wyłącznie jego wina. Tom trzęsącymi się dłońmi rozwinął liścik. Zimny dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa, gdy przeczytał pierwsze zdania.
            „Jesteśmy jacy jesteśmy, i to wszystko. Jak ta stara celtycka legenda o ptaku z cierniem w piersi, wyśpiewującym z siebie duszę, by umrzeć, ponieważ coś go do tego pcha i zmusza. Możemy zdawać sobie sprawę, że czynimy źle, ale ta wiedza w niczym nie zmienia naszego postępowania. Każde z nas ma swoją własną pieśń i jest przekonane, że wspanialszej nie znał świat. Rozumiesz? Sami stwarzamy własne ciernie, nigdy ani przez chwilę nie zastanawiając się nad kosztami. Pozostaje nam cierpienie i wmawianie sobie, że warto było.
            Ptak z cierniem w piersi wypełnia niezmienne prawo. Coś niezrozumiałego pcha go, by przebił się i zginął, śpiewając.
            W chwili gdy cierń wchodzi w ciało, nie pojmuje jeszcze, że to śmierć. Śpiewa i śpiewa, aż zabraknie mu tchu. Lech my, gdy wbijamy ciernie w nasze piersi, jesteśmy świadomi, a mimo wszystko robimy to. Mimo wszystko.”**
Basista, czuł że brakuje mu powietrza, a łzy rozmazały wszystko w zasięgu jego wzroku. Nie mógł uwierzyć w to co przeczytał, było tam tyle bólu.. Kojarzył te słowa, nie pamiętał tylko skąd, jednak w tej chwili musiał ratować najbliższą mu osobę.
Kiedy dobiegł do drzwi frontowych, Monte właśnie uporał się z zamkiem i mogli wejść. Blondynowi serce waliło jak młotem, nie zastanawiając się od razu ruszył do sypialni, która była azylem wokalisty. Nie miał problemu z trafieniem tam, bo doskonale znał rozkład jego domu. Po chwili mieszkanie wypełnił krzyk najmłodszego z nich. Adam wyglądał jakby spał spokojnie, ale cały bałagan wokół niego napawał przerażeniem. Ubrania walały się po podłodze, łóżku do tego wszędzie były porozrzucane kartki papieru. Wyglądało to jakby jego pokój nawiedziło tornado i do tego szafka nocna wokół, której było chyba pół apteki. Niepokój Tommy’iego  wzbudził pusty blister i pudełko po tabletkach uspokajających oraz przewrócona szklanka na szafce. Basista był bliski paniki, ale resztki rozsądku kazały mu budzić przyjaciela. –Adam! Błagam cię otwórz oczy.. Adam, proszę..! Adam do cholery! Adam! – Brunet delikatnie się poruszył, próbując otworzyć oczy, lecz na nic więcej nie miał siły pogrążony we własnym świecie snu. – Nie, nie, nie.. Adam kochanie, nie poddawaj się! Skarbie jestem przy tobie.. Adam.. – Ostanie słowo wypowiedział z taką rozpaczą w głosie, jakby już nigdy więcej miał go nie zobaczyć.
Pitman w międzyczasie wezwał pogotowie, przekazując dyżurnej wszystko co wiedział. Położył dłoń na ramieniu basisty, bo go trochę uspokoić. – Zaraz będzie karetka, Adam to silny facet.. – Więcej nie zdołał powiedzieć, nie umiał znaleźć odpowiednich słów.

* Cytat pochodzi z "Ptaki ciernistych krzewów" - Colleen McCullough
 

niedziela, 5 października 2014

ROZDZIAŁ 4



________    

Witam, po długiej przerwie! ;)
Bez tłumaczenia się i obietnic wstawiam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że nie wyszedł najgorzej i nie jest zbytnio przewidywalny. Proszę o uwagi w razie niejasności lub nieścisłości z poprzednimi rozdziałami i nie tylko.  
 Miłego czytania ;)

 Rozdział 4

 Obudziło go ostre słońce przebijające się przez zaciągniętą niedbale zasłonę, które akurat musiało świecić mu prosto w oczy, potęgując ból głowy. Do jego nozdrzy dotarł przyjemny zapach smażonego bekonu i jajek, a jego brzuch natychmiast upomniał się o jedzenie. Uśmiechnął się na myśl o przyjemnym poranku z żoną i śniadaniu w łóżku, które serwowała mu tam dość rzadko, kierując się  jej nieco przesadną dbałością o czystość. Nagle z prędkością błyskawicy wróciła świadomość i uzmysłowił sobie, że się rozwiódł i mieszka sam w pokoju hotelowym, gdzie ma kuchni ani nic co by ją przypominało. Zbyt szybka zmiana pozycji wywoła nieprzyjemny zawrót głowy, co spotęgował fakt, że jest w obcym mieszkaniu i kompletnie nie pamięta jak się tu znalazł, a przygotowywany przez kogoś posiłek nie wróży nic dobrego.
- o.. już nie śpisz? To świetnie właśnie zrobiłem śniadanie, zapraszam do kuchni. – Powiedział spokojnym i miłym głosem drobny mężczyzna, opierając się o futrynę.
- co ja tu robię? Spytał, nie siląc się zbytnio na uprzejmość i puszczając mimo uszu wcześniejsze słowa gospodarza.
Sauli, zachowując pogodny wyraz twarzy, odparł.
- na prawdę nic nie pamiętasz? – uśmiechnął się łobuzersko, a w blondynie, aż się zagotowało w odpowiedzi, zatem kontynuował, nie siląc się na żarty, bo mógłby ucierpieć, a nie mógł sobie na to pozwolić. – ok.. nie przeleciałem cię, bo to pewnie interesuje cię najbardziej.. cały czas piliśmy i tańczyliśmy do momentu, kiedy ledwo stałeś na nogach. Wtedy wsadziłem cię w taksówkę, ale powiedziałeś, że nie masz domu i tak znalazłeś się u mnie.
- pieprzysz! Nie wierzę, że nie skorzystałeś z okazji! – burknął Tommy.
- nie musisz, ale spójrz pod koc i zastanów się czy boli cię coś prócz głowy?- uniósł brew patrząc w brązowe tęczówki.
Twardo się trzymając, chociaż nieco zażenowany muzyk szybko zerknął na siebie. Jego garderoba była na swoim miejscu. Jedynie buty i kurtka leżały na podłodze i faktycznie miejsce o którym właśnie pomyślał nie ucierpiało, za to jego policzki nabrały koloru dojrzałych pomidorów. Chciał dalej dyskutować, ale słysząc rozbawienie Fina i czując wstyd, rzucił jedynie w niego jaśkiem.
- a i wydzwaniał do ciebie jakiś Adam zanim padł twój telefon..! – krzyknął z kuchni mężczyzna.

****

           
- Co się stało? Byliście taką idealną parą. Wiesz..? Nigdy ci tego nie mówiłem, ale trochę wam zazdrościłem, bo zawsze widziałem w was miłość i szacunek.
Tommy spojrzał niewidzącym wzrokiem, gdzieś w dal i uśmiechnął się lekko do wspomnień.
- nie wszystko jest tym na co  wygląda..
Pokiwał głową i spojrzał przyjacielowi w oczy tak, jakby chciał ujrzeć samą duszę.
- Wsiadłem do „roller kostera” zamiast do zwykłej kolejki.. świat zawirował, serce mocniej zabiło, a ja poczułem emocje, których wcześniej nie znałem. Tylko gdy zbyt długo kręcisz się w kółko, dostajesz zawrotów głowy i robi ci się nie dobrze, wtedy wiesz, że czas wysiąść. Adam następnym razem, gdy tak się poczuję, po prostu wyjdę i zamknę drzwi, i tobie po przyjacielsku radzę to samo.
- nie jest z tobą tak źle skoro zakładasz następny raz.
 Zażartował brunet i obaj cicho się zaśmieli, po czym się przytulili na dłuższą chwilę, bez zbędnych słów. Dla młodszego było to, jak śmiech przez łzy. W środku czuł się rozdarty i dziurawy, jak szwajcarski ser, a obecność przyjaciela działała niczym balsam na oparzenia. A myśl o uczuciach bruneta do niego w tej chwili zepchnął w najdalsze zakamarki głowy. Drugi zaś, znów poczuł już te słynne motylki w brzuchu, wzniecając tym samym na nowo ogień nadziei i ta myśl go przerażała najbardziej. Jeden nieostrożny ruch, chwila zapomnienia i traci wszystko, cały sens jego egzystencji. Pozbył się szybko tych myśli i odsunął na bezpieczną odległość, biorąc łyk letniej już kawy.
- czemu właściwie nalegałeś na spotkanie na mieście, a nie jak zwykle u mnie? Spojrzał z ciekawością na blondyna, który odłożył filiżankę, będącą już w połowie drogi do jego ust i wbił wzrok w czarną ciecz wyraźnie zbity z tropu.
- ..em wybacz było mi po drodze, oglądałem mieszkanie do wynajęcia w tej okolicy. – Mruknął, naginając nieco fakty. Nie mógł się przyznać, że wracał od niejakiego Suliego, którego poznał parę godzin wcześniej i kilka później wylądował w jego łóżku.
- tu? Myślałem, że wolisz spokojniejsze miejsca.. tu się nocą nie śpi i nie jest zbyt bezpiecznie, tu jest pełno klubów zwłaszcza gejowskich..
- są tanie i przyzwoite mieszkania.- Odparł zerkając na rozmówcę.
- chyba speluny!
- o co ci chodzi? Mieszkanie jak mieszkanie, nie muszę mieszkać w pałacu, jak ty! – oburzył się basista.
Wziął głębszy oddech, nie chciał się kłócić. Doskonale zdawał sobie sprawę w jakim stanie on się znajduje i nie radzi sobie z emocjami, nigdy sobie nie radził.
- Tommy po prostu się o ciebie martwię, jesteś moim przyjacielem i chcę pomóc.
- to przestań, sam sobie świetnie poradzę!
- Monte mi powiedział, jak sobie „świetnie radzisz”! Spójrz na siebie, wyglądasz jakbyś tydzień nie spał i czuć od ciebie jak z gorzelni! Chcesz skończyć jak alkoholik albo narkoman? Ogarnij się!
Młodszy mężczyzna wstał, założył ciemne okulary a po dwóch krokach się wrócił, i pochylając się do ucha wokalisty wysyczał cicho.
- Wal się i nigdy nie będę twój cioto! – po tych słowach wyszedł, żałując tego już w momencie ich wypowiadania.

***
            Adam wierzył, że te słowa padły w złości i nie są prawdziwe, ale mimo to był to cios prosto w serce, które rozsypało się w drobny mak zupełnie jak on. Nie pamiętał, jak dokładnie znalazł się w domu i jak długo siedział na podłodze w sypialni, zanosząc się płaczem. Miał już dość i jedyne czego pragnął to się wyłączyć, nie myśleć i nie czuć bólu z którym walczył tyle lat. Dowlókł się na kolanach do nocnej szafki i wyrzucając zawartość szuflady z nocnej szafki, gdzie trzymał wszystkie leki, odnalazł te nasenne i połknął od razu trzy. Po paru minutach znalazł się w błogim niebycie.
           
***
            Zawył głośno, uderzając pięściami o kafelki pod prysznicem, licząc że szum wody wszystko zagłuszy. Pragnął zmyć z siebie wszystkie buzujące w nim emocje, wstyd, ból, chcąc oczyszczenia i ukojenia, wiedział jednak ze to nic nie da. Czuł się winny i słusznie, ale woda lekko go tylko otrzeźwiła z alkoholu i zmyła resztki potu.
- Tommy tygrysku wracaj już do nas.. – dobiegł do zza drzwi przytłumiony kobiecy głos. 
 

wtorek, 23 lipca 2013

cd.. Rozdział 3

Witam, po tak długiej nieplanowanej przerwie. :)  Widzę, że całkiem sporo osób tu zagląda (i mam nadzieję czyta :)), mimo tak skąpej ilości opowiadania, z czego się bardzo cieszę. Jeśli ktoś się zastanawiał, czy będzie kontynuacja, to będzie. Przyjęłam sobie za punkt honoru, że skoro zaczęłam to i je skończę. Nie wiem tylko, jak długo to potrwa i jak często będę dodawać kolejne rozdziały. Z całą pewnością nieregularnie, ale będę się starać już nie robić takich długich przerw. Niebawem nadrobię też zaległości na Waszych blogach, z większością jestem na bieżąco, ale czytam z telefonu, więc nie komentowałam. Nie przedłużając zapraszam do czytania moich wypocin ;p i może zostawienia jakiegoś komentarza?

Ps. Udanych i bezpiecznych wakacji :D


cd. rozdziału 3


- Co?!- Spytał wzburzony blondyn, zaciskając mocno palce na poduszce, którą trzymał na kolanach.
- Nazwij sobie to jak chcesz, ale tak, to był test i ty go oblałeś.. - Odparła spokojnie jego była żona, przysiadając na oparciu fotela.
Mężczyzna prychnął, nie dowierzając temu co właśnie usłyszał. Dotąd miał nadzieję, że słowa Monte jednak się nie potwierdzą. Teraz jego złudzenia prysnęły niczym bańka mydlana. Z całych sił starał się opanować, by nie wybuchnąć od nadmiaru emocji.
-Nie zbywaj mnie, tylko mów po co ten cały cyrk?! dlaczego?
Kobieta cicho westchnęła i spojrzała na niego, zaczynając mówić.
- Uratowałam nas przed największym życiowym błędem. Jesteśmy jeszcze wystarczająco młodzi, by ułożyć sobie życie od nowa z kimś innym tak jak chcemy.
- A jednak masz kogoś! Mandy.. - Powiedział wzburzony blondyn, odrzucając poduszkę i wstając. Nie chciał być ani minuty dłużej w tym domu i blisko tej kobiety.
- Tommy.. daj mi skończyć! Nie zdradziłam cię! Proszę wysłuchaj mnie.. - Mówiła niemal błagalnie. Jego ciekawość wygrała i postanowił pozwolić jej dokończyć, chociaż w tym momencie czuł się upokorzony i oszukany.
- Tommy.. ja.. wiesz, że zawsze pragnęłam mieć dziecko. A ty za każdym razem ucinałeś rozmowę i pilnowałeś, byśmy się zabezpieczali. Mówiłeś, że mamy czas. Mówiłeś tak, odkąd skończyliśmy studia i nie słuchałeś tego co do ciebie mówiłam. Owszem zapewniałeś mnie o swojej miłości, wierności i temu, że jestem dla ciebie najważniejsza. Tommy.. tak było dopóki nie pojawił się Adam, wtedy zeszłam na drugi plan. A wasza przyjaźń - gestem to słowo wzięła w cudzysłów - pochłonęła cię kompletnie i nie zaprzeczaj, - powiedziała widząc, że mężczyzna już otwierał usta - ja mam oczy i widzę, z resztą nie tylko ja. Wszyscy w koło zauważyli, że to co jest między wami na pewno nie jest jedynie przyjaźnią.. Zdradzają was gesty, spojrzenia, to jak się całowaliście. Nie umiesz udawać, nawet Lambertowi ta rola wyszła aż nadto realistycznie. - Po tym zdaniu załamał jej się głos, poleciały pierwsze łzy, których tak bardzo się obawiała. A basista stał i milczał. - Ty mnie zdradziłeś, nie ja ciebie. I miałeś rację co do dziecka, tylko by cierpiało. Nie czuło się kochane i dlatego wolało umrzeć.
Ostatnie słowa brunetka powiedziała bełkotliwie zupełnie się rozklejając. Tommy otrząsnął się z szoku, w jaki wprawiła go tak nieoczekiwana szczerość byłej żony i ku jego zaskoczeniu, nie czuł się zbytnio oburzony, a właściwie to wcale. Widząc, jak łka zrobił ku niej kilka kroków, lecz nim zdążył ją chociażby objąć odtrąciła go krzycząc.
- Wyjdź! Zostaw mnie samą..
Basista po krótkiej chwili się ruszył i wyszedł. Dopiero gdy wsiadł do auta, zauważył jak drżą mu ręce, a w głowie huczą jej słowa. Czuł się otępiały i pijany tymi wydarzeniami, miał już dość. Przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył w nieznanym kierunku.

       Jakaś dziwna siła, bo z pewnością nie był to rozsądek zawiódł go pod nocny gejowski klub. Był tu tylko raz i to bardzo dawno temu, sam nie wiedział dlaczego akurat to miejsce wybrał i dlaczego bardzo chce tam wejść. Nie zastanawiał się zbyt długo, tylko po prostu wysiadł z auta i poszedł tam, jak gdyby robił to już setki razy. To prawda, ze względu na orientację Adama nie raz grywał w takich klubach, ale nigdy nie szedł się od tak zabawić. Bramkarze bez problemów go wpuścili do środka. Kiedy minął drzwi od razu uderzyła go po oczach ciemność i migoczące światełka, a uszu dobiegła głośna muzyka, tak inna od tej którą sam wykonuje i słucha na co dzień.Oczywiście musiał pokonać kilkanaście schodków w dół, jakby wchodził w jakieś tajemne niedostępne dla wszystkich miejsce, które dodawało tylko więcej dreszczyku i sprawiało, że człowiek zapomniał o problemach. Wchodził do innego lepszego świata. Zawsze go zastanawiało, czy ktoś jeszcze to tak odbiera, ale jakoś nigdy z nikim nie poruszył takiego tematu. 
Usiadł na wolnym miejscu przy kontuarze i zamówił wódkę z lodem, szybko przeanalizował, że whisky już mu się przepiła, a piwo to trunek zbyt słaby, jak na dzisiejszy wieczór. Po pierwszym łyku, które przyjemnie rozgrzało jego gardło, rozejrzał się, zakładając że prawdopodobnie nie spotka tu nikogo znajomego. Było dość wcześnie, więc jeszcze nikt nie tańczył, ale ludzi, głównie mężczyzn było już całkiem sporo i siedzieli gdzie tylko mogli, na kanapach, przy stolikach, schodach prowadzących na balkony i do dark roomów. Jego uwagę zwrócił pewien blondyn o krótkich włosach, dość drobnej budowy i mniej więcej jego wzrostu, mężczyzna wydawał mu się nie pasować do tego obrazka, który miał przed sobą. Szybko skarcił się, za to, że mu się tak długo przyglądał i tak szczegółowo, z nadzieją, że tamten tego nie zauważył. Nie był gejem, chyba.. a może jest bi? Upił kolejnego łyka trunku i nie skończył swoich rozważań, bo poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Niewiele brakowało, a zakrztusiłby się nieco zaskoczony, a przecież nie powinien, bo po to tu przychodzą ludzie i on też? Kiedy się odwrócił ujrzał nie kogo innego, jak owego blondyna z uroczym uśmiechem, któremu się dopiero co przyglądał. Zaklął w myślach a jego twarz musiała przybrać dziwny wyraz, bo niebieskooki przechylił nieco twarz z zaciekawieniem.
- mogę postawić ci drinka? - spytał nieznajomy, zerkając na prawie już opróżnioną szklankę Ratliffa. 
- ym.. ale ja.. 
- rozumiem bez zobowiązań. - powiedział łagodnie i z uśmiechem, puszczając basiście porozumiewawczo oczko.
 Muzyk nieco się zarumienił, ale rozluźnił i skinął głową na znak zgody. Całe szczęście, że oświetlenie uniemożliwiało dostrzeżenie takich szczegółów, jak rumieńce. Mężczyzna, jak obiecał tak zrobił, zajmując miejsce obok. 
- jak ci na imię? Ja jestem Sauli.
- Tommy.. 
Obaj uśmiechnęli się do siebie i stuknęli szklankami z alkoholem, które właśnie postawił barman.

środa, 20 marca 2013

Informacja..

Mam złą wiadomość.. miałam zawalony tydzień i siłą rzeczy nie wyrobiłam się z rozdziałem. Dobra jest taka, że będę mieć go jutro lub pojutrze gotowego. I tu kolejna zła wiadomość. Wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do internetu, więc rozdział zapewne pojawi się po 10 kwietnia, chyba że uda mi się gdzieś u kogoś skorzystać, to będzie wcześniej. Wasze opowiadania będę czytać na bieżąco z komórki :)

Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze ;D

Pozdrawiam i Wesołych Świąt!

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 3

Spóźniony, ale jest ;)  Rozdział postanowiłam podzielić na dwie części, bo nie zdążyłam napisać wszystkiego co sobie założyłam i wydaje mi się być taki mało konkretny. Stąd pomysł podzielenia. Następną część postaram się dodać w najbliższą środę, ale nie obiecuję.
Dziękuję również za tak duże zainteresowanie opowiadaniem, tzn że chyba się spodobało i postaram się nie zepsuć. Już nie truję i zapraszam :D


 Cz. I



Szum fal uderzających o skalisty brzeg, wesoło ćwierkające ptaki i krzyczące mewy, które toczą zacięty bój o każdy kęs pożywienia. Unosząca się w powietrzu bryza i rześka rosa dająca spragnionym roślinom pić, nim wzejdzie palące słońce, to  zapowiedź budzącego się dnia. Chłodna dama w ciemnogranatowej pelerynie, upstrzonej milionami migoczących punkcików, zabiera mrok i czające się w nim demony, ustępując miejsca dniu, który przynosi nową nadzieję. Ale czy zawsze dzień jest tą dobrą i przyjazną porą dnia?  Czy noc zawsze jest zła? Nim jedno z nich za króluje na firmamencie, zawsze jest moment przejściowy, pod wieczór zmierzch, a o poranku brzask. Tommy zdecydowanie znalazł się w tym drugim, nie tylko dosłownie. Pytanie, jak długo pozwoli sobie zostać w tym miejscu, ale czy rzeczywiście ma na to wpływ? Czy to on decyduje? Czy tylko jest pionkiem, jednym pośród milionów? Bowiem w przyrodzie nie ma miejsca na sentymenty, to nieustanna walka o byt. Czas nieubłaganie mknie wciąż do przodu, nie dając chwili na wytchnienie, na zaczerpnięcie orzeźwiającego oddechu. Zatem sztuką jest iść ramię w ramię i nie potknąć się o wyrastające jak grzyby po deszczu przeciwności.
Mężczyzna nawet nie zauważył, kiedy nad linią horyzontu, ciemne fioletowe odcienie ustąpiły tym pomarańczowo żółtym, a z oceanu zaczęła wyłaniać się jasna kula, rzucająca pierwsze ciepłe promienie. Uwielbiał wschody słońca, którym tak rzadko się przyglądał. Nie dlatego, że nie miał czasu. Często musiał wcześnie wstawać, ale nigdy się nie zatrzymywał na tych parę chwil, tylko pędził jak wszyscy. Może gdyby czasem przystanął i zastanowił się nad własnymi uczuciami, nie doszedłby do tego miejsca, tylko po to, by dowiedzieć się kim jest, czego pragnie i kogo.. kocha, jeśli w ogóle? Trudno będzie mu w tak krótkim czasie nadrobić zaległości z kilku lat.
Przeraźliwy pisk poderwał go z miejsca. Spojrzał w górę i coś mokrego spadło na jego tors, w miejscu gdzie trzepotało wystraszone serce. Głupie ptaszysko, pomyślał i zaklął pod nosem, po czym zirytowany zabrał się za ścieranie tego smrodku suchym liściem. Jakiś cichy głosik w  jego głowie nieśmiało podpowiadał mu, że to nie przypadek, to na szczęście w miłości. Zły moment, odparł w myślach. Raczej nie.. znów coś podsunęło mu taką myśl. Usiadł wygodnie na wcześniejszym miejscu i spojrzał w dół, na fale, które teraz znacznie pewniej uderzały o brzeg, jakby blask słońca dodawał im odwagi. Blondyn wdrapał się na skalny klif i ulokował się w najbezpieczniejszym miejscu, z którego rozpościerał się niesamowity widok, na bezkresną wydawałoby się czarną taflę wody, na którą teraz ktoś wylał skrzącą się ciecz. Od ponad godziny wpatrywał się w horyzont. I tak nie mógł już spać, więc przyjechał na wybrzeże szukając spokoju. Zbyt mocno wryły się w jego głowie słowa Monte Ty w ogóle ją kochasz? Mandy jest zazdrosna i dobrze wiesz o kogo chodzi! Już wiedział.. Adam, Adam, Adam, to kolejna myśl, która tej nocy nie pozwoliła mu odpłynąć do bezpiecznej krainy snów. Nigdy jednak nie patrzył na to w tych kategoriach, że jego żona może być zazdrosna, o jego przyjaciela! I czemu mu tego nie powiedziała? Doskonale zdawał sobie sprawę z jego orientacji, bo ten sam mu to wyznał, gdy byli jeszcze w szkole średniej i to on był pierwszą osobą, poza Leilą oczywiście, która to usłyszała. Uderzyło go, z jakimi szczegółami to zapamiętał, a było to jakieś jedenaście lat temu. Niesamowite.. tak długo się znają.

Siedzieli wtedy na dachu jakiegoś opuszczonego budynku, w pobliżu portu w San Diego. Wracali ze szkolnej imprezy, po drodze zahaczając o puby z karaoke. Mieli dużo czasu, bo każdy z nich powiedział, że nocuje u drugiego. Zbliżał się koniec ich wspólnej nauki i ogromu czasu jaki razem spędzali, to była taka pożegnalna wyprawa. Gdy wyszli z ostatniego miejsca, było już jasno, ale nadal za wcześnie na powrót do domu, więc Lambert zaprowadził go właśnie na tą kamienicę, nie pierwszy raz z resztą. Często spędzali tam wolny czas, on grał na gitarze a przyjaciel coś śpiewał, nawet skomponowali kilka piosenek. Oglądali zachody słońca, chociaż nigdy nie był romantykiem to jednak z Adamem u boku mógłby to robić co dzień. Rudzielec miał w sobie jakieś wewnętrzne ciepło, które dawało mu upragniony spokój, zapominał o problemach, obaj byli dla siebie nawzajem natchnieniem i są nadal. To w tamtym okresie powstały słowa i melodia do Better than I know myself. To był wspaniały okres jego życia. Tej nocy było inaczej niż zwykle i obaj to wyczuwali.



- Tommy.. muszę ci o czymś powiedzieć.. to dla mnie bardzo ważne.



Blondyn spojrzał na kolegę, który patrzył gdzieś w krawędź dachu. Wystraszył się, że może już nie chce się z nim przyjaźnić, bo czuje się ograniczony i nic więcej nie może zyskać od niego? Albo poznał jakąś dziewczynę i będzie musiał poświęcić jej czas, który spędzali dotąd razem? Albo jeszcze gorzej, wyprowadza się! Poczuł strach, i wtedy zobaczył błękitne tęczówki przepełnione nadzieją i obawą, ale była w nich jakaś iskierka i nie mógł oderwać od nich wzroku.



- Tommy ja jestem gejem.. jeśli ci to przeszkadza, obrzydza to..



- Bredzisz! – przerwał mu lekko się uśmiechając. Ulga. Chwycił dłonie rudzielca, który wziął głębszy oddech, a on nadal tonął w lazurowej otchłani, która wypełniła się szczęściem i czymś na kształt.. no właśnie czego? Blondyn nigdy u nikogo nic podobnego nie dostrzegł. Był wtedy przekonany, że Adam w jego oczach zobaczył to samo.. – ja jestem hetero, brzydzisz się? Jesteś moim przyjacielem i nic tego nie zmieni, zawsze możesz na mnie liczyć. – Na piegowatej buzi pojawiła się samotna słona kropelka i łagodny uśmiech, ale zniknęła radosna iskierka. W jej miejscu pojawił się ból, smutek i ..zawód.


Blondyn z jękiem uderzył plecami o chropowatą, twardą i nieprzyjazną skalną ścianę. Zachłysną się powietrzem, jakby dopiero co wynurzył się spod wody. Po tylu latach zrozumiał sens słów rudowłosego wtedy przyjaciela i własnych, zrozumiał jak bardzo go zranił. Nawet nie próbował wyobrazić sobie, jak musiał się poczuć Adam. Najbliższa i najważniejsza dla niego istota na ziemi, tak wrażliwa.. a on tak brutalnie zniszczył jego nadzieję i serduszko, tłukąc niczym najcenniejszy kryształowy dzbanek. Obraz przed nim nagle zrobił się niewyraźny, w końcu już nic nie widział. Powieki ciężko opadły, wypychając na policzki strużki łez. Kolejny raz łapczywie zaczerpnął oddechu, kiedy on ostatnio płakał? Chyba po śmierci ojca, nawet po rozwodzie nie uronił najmniejszej nawet łzy, a teraz? Nie umiał przestać. Cały drżał. Czuł się podle, jak ostatni skurwysyn. Zawsze zazdrościł brunetowi, uważając że ma wszystko, co człowiekowi do życia potrzebne. Cudowną wspierającą się rodzinę, przyjaciół, osobowość, talent i całe mnóstwo cichych wielbicielek i wielbicieli. Był i jest jego ideałem, idolem. A tymczasem Adam wybrał właśnie jego. Autsajdera, który u progu dorosłego życia, pokazał przyjacielowi drugą stronę miłości. Już na starcie podstawił mu nogę. Pewnie dlatego teraz nie może ułożyć sobie z nikim życia, bo boi się odrzucenia, to by go zniszczyło. Dlatego do reszty poświęcił się pracy. Gorzka łza spłynęła do jego ust. 
Po kilkunastu minutach Tommy się uspokoił i założył na nos okulary przeciwsłoneczne, które doskonale ukrywały zaczerwienione i podpuchnięte oczy. Była to jego rzecz niezbędna, bez której od kilku tygodni nie ruszał się z domu, poprawka hotelu.. on już nie miał domu. Ruszył wzdłuż brzegu, pozwalając, by co jakiś czas chłodna jeszcze woda obmywała mu stopy i rozmyślał. Mimo iż pewne fakty stały się wyjaśnione, nadal wiele było niejasności.

***

Adam jeszcze przed opuszczeniem pokładu samolotu, pożegnał się z Finem i ruszył z wózkiem bagaży do czekającej już taksówki. Dziś wyjątkowo, jak najszybciej chciał znaleźć się w domu, by sprawdzić co z Tommy’m.  Ignorował, czekających paparazzich, nie zauważył też pary śledzących go błękitnych oczu.
U celu wokalista niemal na jednej nodze wziął odświeżający prysznic, zmienił ubranie i pochłoną filiżankę kawy prawie na raz. Mężczyzna zgarnął kluczyki i pojechał pod podany mu przez Monte’go adres, co samo w sobie nie wróżyło niczego dobrego. Samochodowy GPS doprowadził pod hotel, zwykły najzwyklejszy, nie rzucający się w oczy budynek, gdzie z pewnością nie zatrzymują się ludzie showbiznesu. Na plecach poczuł nieprzyjemne ciarki. Po chwili wszedł do środka, kierując się do recepcji. Po paru minutach znów znalazł się na parkingu. Przemiła pani właśnie mu powiedziała, że pan Ratliff wyszedł długo przed świtem i jeszcze nie wrócił, było już popołudnie i blondyn mógł pójść wszędzie. Zaklął pod nosem i postanowił spróbować szczęścia w ich domu, może chociaż z jego żoną uda mu się spotkać. Zanim odjechał kolejny raz zadzwonił do przyjaciela, ale znów odezwała się automatyczna sekretarka. Po półgodzinie nacisnął guzik na domofonie cisza, drugi raz, cisza i następny to samo. Nie poddał się tak łatwo i czekał dobrych kilkanaście minut, licząc, że może ktoś wróci lub się zlituje i w końcu mu otworzy, ale nic takiego się nie stało. Zrezygnowany i zmęczony wrócił więc do domu, położył się we własnym łóżku i własnej pościeli. Nim powieki opadły, sprawdził, czy telefon jest włączony i zasnął, przywołując obraz przystojnego Fina.

***

Basista odetchnął z ulgą, słysząc, że minął się właśnie z wysokim i dobrze zbudowanym brunetem. Nie unikał go, ale wcześniej chciał się ogarnąć i porozmawiać z byłą żoną, a później z Adamem. Tak to sobie wymyślił. Potrzebował szczerości, by móc ruszyć dalej. Raziło go, jak mógł być tak ślepy i nie widzieć, że kocha się w nim jego własny przyjaciel? A jemu wtedy nawet przez myśl nie przeszło, że może on sam jest obiektem jego uczuć! Teraz będzie mu wstyd do tego wracać i rozgrzebywać stare rany, pewnie po tylu latach mężczyzna już dawno zapomniał o tym zauroczeniu, na pewno. W przeciwnym razie nie przyjaźnił, by się z blondynem, on sam by pewnie tak nie potrafił. Ale chce wyjaśnić, przeprosić, chociaż to pewnie już nic nie zmieni, poległ na całej linii..  Nawet nie zauważył, kiedy pokonał dystans z holu do pokoju. Szybko uwinął się z bałaganem, odświeżył, ubrał i wyglądał, jak zawsze, tylko w nim, w środku coś się zmieniło..

 

piątek, 8 marca 2013

info

Dzisiaj dzień kobiet, wiec cycki w górę i odrzuć z twarzy gradową chmurę, niech żyje celulit i kurze łapki, bo i tak jesteśmy fajne babki!!! 
Najlepszego kobitki ;D
 
A co do opowiadania to się trochę posypało w tym tygodniu, ale tak czasem bywa i stąd opóźnienie. Kolejny rozdział postaram się dodać najpóźniej w poniedziałek  i mam nadzieję, że nie będzie gorszy od poprzednich. Następne odcinki będę próbowała publikować regularnie co środę, a w razie poślizgu poinformuję. 
Pozdrawiam i miłego dnia!! :D